Prosto po spotkaniu Mleczko udał się do siedziby starostwa powiatowego. Trzypiętrowego budynku stojącego przy ulicy Reja w Jelenicach. Jeszcze przed spotkaniem w sprawie newsów z prokuratury burmistrz telefonował do starosty Andrzeja Julicza i zapowiedział swoją wizytę. Teraz jednak nie miał kompletnie na nią ochoty. Jego myśli krążyły wokół całkiem innych spraw. To, czego dowiedział się na spotkaniu, zaskoczyło go. Był rozdrażniony. Po namyśle postanowił jednak pogadać ze starostą. W końcu temat współpracy ze Społecznym Komitetem Budowy Pomnika Niepodległości też miał swoją wagę. Szczególnie teraz, na kilka miesięcy przed wyborami. – Nie można nikogo zrażać do siebie. Wysłuchać i mówić to, co inni chcą usłyszeć. Obiecywać. Byle bez konkretów. Ta taktyka, jak do tej pory, zawsze się sprawdzała – pomyślał z satysfakcją Mleczko.
Kilka chwil później jego służbowy samochód zatrzymał się przed starostwem. Mleczko wysiadł, wbiegł na schody prowadzące do budynku, i zniknął za drzwiami wejściowymi. Wspinając się na trzecie piętro, gdzie znajdował się gabinet starosty, zrzucił dwa przychodzące połączenia na komórkę. Zanim dopadł drzwi sekretariatu starosty telefon odezwał się ponownie. Na wyświetlaczu aparatu pulsowała ikonka z napisem „ODBIERZ”, a u góry imię „LECH”. Mleczko odebrał i przystawił aparat do ucha. Zaczął prowadzić rozmowę, w tym samym czasie pokonując dwoje drzwi; do sekretariatu i gabinetu starosty.
- No tak, wyśmienicie. Tylko nam tego brakowało – wykrzyknął Mleczko do telefonu, nie zważając na przywitanie starosty i obecnych w gabinecie urzędników. Szybko jednak zreflektował się. – Dobra, sorry, ale wchodzę właśnie do Andrzeja. Zadzwonię później. Dziękuję, że tak szybko potwierdziłeś, to o co prosiłem. Cześć! – urwał rozmowę Mleczko.
- Witamy burmistrza – powtórzył Julicz. – Dzień dobry! – dodali gremialnie urzędnicy i pospiesznie opuścili gabinet swego pryncypała.
- A tak. Dzień dobry! Przepraszam, ale musiałem odebrać. Cholernie ważny temat. Lech miał coś sprawdzić na szybko i jak wchodziłem do ciebie to zadzwonił. Więc rozumiesz Andrzej…
- Jasne, nie ma o czym mówić. No ale siadaj i opowiadaj, co się stało. A może napijesz się kawy. Zamówię? – spytał Julicz.
- Z przyjemnością!
Starosta podniósł słuchawkę telefonu, stojącego przed nim na biurku, i poprosił o dwie białe kawy.
- No dobra, za moment będzie kawa. A teraz mów, co cię tak zbulwersowało. Przecież widzę, że jesteś wkurzony – zainteresował się Julicz.
- Aaa, jak nie urok, to … wiesz co? Byłem kwadrans temu na takim spotkaniu, co to tajne przez poufne, i dowiedziałem się, że Prokuratura Rejonowa w Radomsku przy nas grzebie.
- E, tam. Plotka! Oszołomy z opozycji puszczają peudo-newsy w ramach kampanii przed jesiennymi wyborami. Znasz ich. Nie ma czym się przejmować… - Julicz nie zdążył dokończyć myśli.
- A jednak! Lech potwierdził! To z tym do mnie dzwonił, jak wchodziłem do ciebie.
- Zaraz, ale co potwierdził?
- A to, że dwa tygodnie temu radomszczańska prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie korupcji w jelenickim ratuszu – oznajmił z goryczą w głosie Mleczko, po czym dobitnie powtórzył. - W jelenickim ratuszu! Kapujesz, Andrzej? Kapujesz?!
- Taak? – przeciągnął sylabę zbity z tropu wybuchem rozmówcy Julicz. - No, ale… - próbował jeszcze wymamrotać, ale nie zdążył dokończyć.
- Nie ma żadnego „ale”! Jelenickim, czyli moim ratuszu! Słyszysz! Moim! – ryknął Mleczko, i ciągnął dalej krzycząc. - Ci skurwiele odważyli się podnieść na mnie rękę? Na mnie!?... Nie daruję im tego! Nie wiedzą z kim zadarli! Mleczko był wściekły. I nie krył tego. Wybuch złości u gościa nie zaskoczył Julicza. Był przyzwyczajony do jego cholerycznego usposobienia. Tym niemniej, postanowił rozładować napięcie, jakie pojawiło się za sprawą wieści z prokuratury. Zaserwował Mleczce coś mocniejszego do picia. A sam zmienił temat rozmowy, co nie było wcale proste. Mleczko kilkakrotnie jeszcze wracał do poprzedniego tematu, ale w końcu dał za wygraną. Odtąd już tylko przysłuchiwał się Juliczowi, który gadał przez bity kwadrans. Omawiał najróżniejsze kwestie, choć wszystkie sprowadzały się do jednego. Mianowicie, pomocy finansowej, bez której nie pociągnie dłużej szpital powiatowy. Co z kolei może kłaść się cieniem na wizerunku jelenickiej ekipy w czasie nadchodzących wyborów samorządowych.
koniec rozdziału 15.
Rozdział 16
Portfel
Ślesicki w rozmowach z mieszkańcami Jelenic zaprzeczał, że zakup terenu w centrum miasta to inicjatywa Społecznego Komitetu Budowy Pomnika Niepodległości. Przekonywał, że ani on, ani ludzie z komitetu nie mieli z tym nic wspólnego. O kupowaniu działek przy ulicy Warczewskiej wiedzieli tyle, co inni mieszkańcy. Niewiele. Nikt z nich nie wpadł na pomysł, aby występować o zmianę lokalizacji pomnika. Ślesicki mówił wprost. - To był pomysł burmistrza Mleczki! To on zaproponował, aby komitet przystał na tę zmianę. Przekonywał, że lepiej będzie, jak pomnik stanie w centrum, niż gdzieś na obrzeżach miasta. Jak planowano pierwotnie.
Nikt z komitetu nie podejrzewał wtedy, że za tą propozycją kryje się drugie dno. Z pozoru wszystko wydawało się racjonalne i logiczne. Dopiero później członkowie komitetu zorientowali się, że ulegli manipulacji.
Pierwszy ostrzegawczy dzwonek pojawił się, gdy Mleczko poprosił o oficjalny wniosek w sprawie nowej lokalizacji. – Przecież wszystko było ustalone, po co ta biurokracja – zdziwił się Ślesicki. – Ale jak trzeba, to trzeba – machnął ręką i namówił Adama Jurkiewicza, żeby podpisali wniosek jako przedstawiciele komitetu.
Już kilka dni później Mleczko zaczął wykorzystywać ten fakt. Gdzie tylko mógł podkreślał, że na gruncie kupionym w centrum Jelenic stanie pomnik. - I w zasadzie z tą myślą od początku gmina o ten grunt zabiegała – zapewniał burmistrz. Nie trudno było przyznawać mu w tym względzie rację. Jest rzeczą naturalną, że pomniki stawia się w miejscach centralnie położonych. Szczególnie z takiej okazji, jak setna rocznica odzyskania niepodległości. Co najmniej dziwne byłoby, gdyby upchano go w odleglej dzielnicy. Z tym, że w tym wypadku tak właśnie postąpiono. Dokładnie rok wcześniej rada gminy na wniosek Mleczki podjęła taką decyzję. No cóż! – jak to mówią: Lepiej myśleć, niż nie; czyli tylko … nie zmienia zdania.
Drugi fakt, który wywołał zaniepokojenie Ślesickiego, to konkurs na wykonawcę projektu pomnika. Formalnie przeprowadzała go komisja. Ślesicki brał udział w jej pracach, i szybko zorientował się, że to jedynie „gra pozorów”. A tak naprawdę decyzje zapadają gdzie indziej. Smród geszefciarstwa wyczuwał na odległość. Nie mógł się zgodzić na firmowanie „lipy” za milion złotych. Na tyle zaś opiewała oferta, której po cichu sprzyjał jelenicki ratusz. Przyszło otrzeźwienie. Ślesicki postanowił działać. Zaprotestował. Poszedł do prasy. Zrobiło się zamieszanie. Oferta upadła. Z obawy przed skandalem Mleczko musiał wycofać się z jej forsowania.
- Choć była interesująca, to trochę za droga – przyznawał oficjalnie. Tym niemniej, nieoficjalnie z projektu za bańkę nie chciał rezygnować. – Trzeba go schować w większej koncepcji. W końcu na urządzenie terenu przy Warczewskiej planujemy wydać piętnaście milionów złotych. Milion w tę lub drugą stronę, nie zrobi różnicy. Koniecznie muszę o tym pogadać z Romkiem Sobczykiem… – zastanawiał się Mleczko, i snuł wizje. Nie tyle dotyczące zmian, jakie zajdą w wyglądzie centrum Jelenic, co objętości jego portfela; o zachwytach wdzięcznych wyborców nie wspominając. Fakt, że udało mu się przepchnąć przez radę gminy wszystkie plany związane z zakupem działek przy Warczewskiej, wprawiały go w euforyczny nastrój. - Teraz już tylko wystarczy wmówić mieszkańcom, że piętnaście baniek przy dwustumilionowym budżecie, to żaden wydatek, i kolejna kadencja w kieszeni – przytakiwał sam sobie w myślach Mleczko. Zostało tylko czekanie na kampanię wyborczą i nieuchronne zwycięstwo.
* * *
Napisz komentarz
Komentarze