Minęły zaledwie trzy miesiące od zakończenia transakcji zakupu nieruchomości. W między czasie pomysły Mleczki ubrano w odpowiednie dokumenty. Opracowano projekty uchwał w sprawie zmian w budżecie i nowej lokalizacji budowy pomnika. (Narracja z pomnikiem w tle na dobre miała już zagościć w agitacji jelenickich włodarzy. Odgrywać rolę „listka figowego” geszeftów przy Warczewskiej). Oba projekty skierowano na najbliższą sesję rady gminy w Jelenicach.
W czwartek 16 marca 2008 roku, punktualnie o czternastej, zaczęło się posiedzenie. Kwota piętnastu milionów, jaką Mleczko proponował wydać na urządzenie centrum miasta, wywołała kompletny szok u radnych opozycji. Podnosili wątpliwości. Żądali wyjaśnień. Domagali się dokumentów i szacunków inwestorskich. – Jakim cudem na kilka alejek w parku, parę ławek i publiczną toaletę chcemy wydać taką kasę?! – pytali z niedowierzaniem, i nawoływali do opamiętania. Wszystko na nic. Wiceburmistrz Czerwonka oznajmił, że na tym etapie dokumenty planistyczne mają charakter „wewnętrzny”. I co się z tym wiąże, nie podlegają udostępnieniu. – Nawet radni nie mogą mieć do nich wglądu – przyznawał z udawanym zawodem w głosie. Oczywiście, była to kompletna bzdura. Rada kontroluje działalność burmistrza, i radni mają prawo zaglądać do każdego urzędowego dokumentu. Czerwonka jednak szedł w zaparte. Kilkakrotnie podkreślał również, że znaczną część środków pochłonie budowa pomnika. – Pomnik Niepodległości to wyzwanie. Także finansowe. Pamiętajmy o tym – przypominał Czerwonka, robiąc zatroskaną minę. W rzeczywistości realizował wcześniej ustalony scenariusz.
Radni z Unii Jelenickiej, starym zwyczajem, nabrali wody w usta. Wierni dewizie sienkiewiczowskiego Rocha Kowalskiego: Jakże to? Toć co mój hetman chce, to czynię! Dyskusja na argumenty nie miała żadnego sensu. O wydaniu piętnastu milionów złotych rozstrzygnęło głosowanie. Zasada większości. Po prostu arytmetyka. Dziesięć głosów „za”, sześć „przeciw” i cztery „wstrzymujące”. W ten sposób trzy godziny od rozpoczęcia sesji było po wszystkim. Kolejny „słomiany” interes Mleczki nabrał urzędowej mocy. Odtąd miliony z gminnej kasy mogły być legalnie wydawane. Wydawane na dróżki, krzaczki i … miejską wygódkę w centrum miasta.
* * *
Kiedy pół godziny później redaktorzy Tymkowski i Dacki omawiali w pobliskim pubie, to czego byli świadkami na sesji jelenickiej rady, nie mogli pojąć, jak do tego doszło. Brakowało racjonalnego wytłumaczenia. Tymkowski zamówił whisky, i spróbowali wmusić w siebie drinka, zanim przystąpili do głębszych wynurzeń. Okoliczności same wręcz namawiały, ażeby się napić. Zamówili następną kolejkę. Jeszcze jeden łyk i Tymkowski przeszedł do sedna.
- Ich wszystkich można tak po prostu kupić?
- Kogo masz na myśli? – odparł Dacki.
- No tych waszych radnych, co siedzieli cicho, a potem potulnie głosowali „za” wyrzuceniem z miejskiego budżetu piętnastu baniek – zauważył Tymkowski i dodał pospiesznie. – Sorry, że tak mówię „waszych”, ale to w końcu ty w tym gronie reprezentujesz jelenickie media.
- Nie ma sprawy. Ja się już przyzwyczaiłem. Obserwuję u nas to zjawisko z kadencji na kadencję.
- „Zjawisko”, nieźle powiedziane – uśmiechnął się Tymkowski.
- Można to nazwać inaczej. Klientelizm, kumoterstwo, korupcja polityczna. Ale niezależnie od nazwy zawsze chodzi o to samo…
- Czyli o co?
- O to, co wszędzie, gdzie patologia staje się normą…
- Czymś normalnym, zwyczajną codziennością – wtrącił Tymkowski.
- Dokładnie – przytaknął Dacki i ciągnął dalej.
- W Jelenicach, jak w wielu innych gminach średniej wielkości, układ nieformalnych zależności już dawno zastąpił oficjalne mechanizmy i procesy decyzyjne. A mieszkańcy nawet nie zauważyli, kiedy zamiast podmiotem, stali się przedmiotem tej gry. Więc gdy wybierają radnych nie zdają sobie sprawy, że oni w pierwszej kolejności służą decydentowi, który roztacza nad nimi opiekę, wspiera ich lub też daje zatrudnienie. A dopiero potem myślą o jakimś tam abstrakcyjnym interesie wspólnoty.
- Tak, to smutne.
- Tragiczne, ale taki jest stan w naszym kraju tzw. lokalnej demokracji. I nic na to nie poradzimy – spuentował Dacki.
koniec rozdziału 16.
Napisz komentarz
Komentarze