- A w tym wypadku? – spytał Tymkowski, rzucając na ułamek sekundy wymowne spojrzenie w stronę Beltera, a w następnej chwili wypalił: - Myślisz to, co ja?! Belter pokiwał głową, nie odrywając wzroku od drogi, po czym powiedział ze spokojem w głosie. – W tej sprawie przemawia do mnie to, co obaj usłyszeliśmy od Konrada podczas spotkania w kinie w Radomsku.
- Też mi to przyszło do głowy! „Różowe okulary” i „parkowanie sprawy”. Tak to jakoś szło?
- Tak. Przynajmniej to jest w miarę jasne. Czapka komendy wojewódzkiej daje parasol ochronny Sobczykowi i nie cały urobek ze spraw operacyjnych, w których przewija się on i jego koledzy, przekazywany jest prokuraturze.
- Ok, to jest akurat jasne. Ale co nie jest jasne dla ciebie, Marcin?
- To, dlaczego Fałkowski nie miał pojęcia o śledztwie w sprawie machinacji Pyćki z działkami w Jelenicach?
- Bo zostało umorzone?
- Nie, to nie to.
- To dlaczego?
- Dlatego, że prokuratorzy w Radomsku też siedzą w kieszeni Sobczyka i spółki. Przynajmniej niektórzy, ale wystarczy, że są na odpowiednich stołkach – odrzekł Belter i dodał:
- Normalnie jest tak, że wszystkie wątki mające jakiś wspólny mianownik są badane w ramach jednego śledztwa. W sprawach korupcyjnych zazwyczaj takie śledztwa prowadzi jeden z wydziałów zamiejscowych Prokuratury Krajowej. W sprawach z Radomska i okolic ten schemat nie działa. I chciałbym wiedzieć dlaczego?
- Jak się tego dowiemy? Jakieś pomysły?
- Mam jeden trop, ale nie wiem jak go zweryfikować?
- A w czym rzecz?
- W pewnej towarzyskiej znajomości prokuratora z Jelenic, szefa prokuratury w Radomsku i … - w tym momencie Belter zrobił pauzę, zawieszając głos na ułamek sekundy. – Nie zgadnie za nic w świecie - dodał w myślach i dokończył. – Prokuratora Krajowego.
- No, nie wierzę! Ale zaraz … kurwa… jakie to może mieć przełożenie na sprawy, którymi się zajmujemy? – zdziwił się Tymkowski.
- Okazuje się, że może. A po rozmowie z Fałkowskim mam prawie pewność w tej materii – skwitował Belter i widać było jak na jego twarzy rysuje się grymas złości i poirytowania.
- A dokładniej?
- A dokładniej to jest tak, że w radomszczańskim okręgu niewygodne dla pewnych osób sprawy można umarzać jeszcze przed wszczęciem śledztwa, a sprawy korupcyjne przekazywać do rejonu i po trzech miesiącach zamykać, wyrzucając je do kosza. W razie, gdyby ktoś się poskarżył wyżej, to w krajówce jest dobry znajomy, który pomoże rozwiązać problem.
- Szlag by to trafił! W tym kraju nie może być normalnie… - Tymkowski nie zdążył dokończyć, bo przerwał mu Belter. – Normalnie, czyli jak?
- Ano tak, że ludzie, którzy zostają stróżami prawa, wierzą w to prawo i parę innych ważnych rzeczy takich, jak: sprawiedliwość, uczciwość, prawda!
- Widać nie może – odparł Belter. – Ważniejsza jest kasa i wakacje z rodziną na Mauritiusie lub innych kolorowych miejscach. Najlepiej dwa razy do roku. No ewentualnie jeszcze zimą narty w Alpach lub Kanadzie… Z resztą, co będę język strzępił, przecież doskonale o tym wiesz.
- I trzeba skądś na to brać. No tak, szara rzeczywistość – przytaknął z politowaniem w głosie Tymkowski, po czym dodał stanowczo: - Ale czy to ich usprawiedliwia. Tych wszystkich prokuratorów, sędziów, urzędników, polityków i wszelkiej maści salonowych hipokrytów?!
- Moja babcia w takich sytuacjach, czyli wtedy jak gadaliśmy o tzw. życiowych mądrościach i wartościach, mówiła: - Pamiętaj synku, każdy chce tylko jednego. Mianowicie, wygodnego życia. A te wszystkie wzniosłe idee, o których uczyłeś się w szkole i czytałeś w książkach, w dorosłym życiu po prostu się nie sprawdzają…
– Twoja babcia stąpała mocno po ziemi – zauważył Tymkowski.
- Tak, mocno.
- Czyli, co?
- Na razie, nic. Tymczasem relatywizm górą. A więc trzeba ostro brać się do roboty – spuentował Belter i pomyślał, że to dobry moment, aby wtajemniczyć Tymkowskiego w plan, jaki przyszedł mu do głowy podczas ich ostatniego spotkania.
Reszta drogi Tymkowskiemu i Belterowi zeszła na ustalaniu jego szczegółów. Nie mieli pewności, czy plan wypali, ale postanowili, że spróbują. Ich atut to zaskoczenie. Facet, którego namierzył Belter jako właściciela firmy budowlanej, która przystąpiła do przetargu ogłoszonego tydzień temu przez jelenicki ratusz, nie miał przecież pojęcia w jakiej grze bierze udział. Wizyta dziennikarzy, którzy uświadomią mu, że karty w tej grze są znaczone i oni o tym wiedzą, powinna rozwiązać mu usta. W końcu nic nie ma do stracenia. Może tylko zyskać nie narażając się na zarzut udziału w zmowie przetargowej.
Oczywiście istniało ryzyko, że wyśle Tymkowskiego i Beltera do wszystkich diabłów, zapierając się wszystkiego. Ale wiele przemawiało też za tym, że górę weźmie zdrowy rozsądek. Obawa o utratę nienagannej reputacji, jaką cieszył się do tej pory. Przecież przez dwanaście lat robienia w biznesie budowlanym, ani nazwa jego firmy, ani jego nazwisko, nie było kojarzone z ustawianiem przetargów czy korupcją. Po co mu teraz ten garb. Tym bardziej, że w przetargu miał odegrać wyłącznie rolę „królika”. I to za co? Za te pary groszy, które obiecano mu jako podwykonawcy. Ryzyko nie współmierne wysokie do ewentualnych korzyści!
Ten prosty mechanizm psychologiczny mógł zadziałać. I na to właśnie liczyli Tymkowski z Belterem.
-koniec rozdziału 14.
Napisz komentarz
Komentarze