Tygodnik OKO: Skąd wziął się zespół Golden Hand i pomysł, by grać właśnie pop-rock?
Dariusz Rączka: Będę musiał tu najpierw powiedzieć o sobie, bo to ja byłem na początku spiritus movens tego wszystkiego. Zanim przyszedł czas na Golden Hand i nim zacząłem pisać swoje teksty, zajmowałem się piosenką poetycką, czy też poezją śpiewaną, gdzie wykorzystywałem teksty prawdziwych poetów, zwykle umarłych. To było fajne, estetyczne… tylko że nie miało refrenów. Gdy zacząłem pisać własne teksty, zwłaszcza gdy mowa o tych, z których korzystamy teraz, zauważyłem, że właśnie tego im brakuje: melodia zawsze jakaś była, mniej lub bardziej chwytliwa, ale zawsze chciałem pisać piosenki takie, w których jest coś powtarzalnego, bo sam lubię takich słuchać. Pomyślałem wtedy, że taki szeroko pojęty melodyjny rock czy też pop-rock jest mi w tym momencie bliski i że to może być to. W ostatecznie wypracowanym przez nasz zespół podejściu do muzyki pop-rockowej są też elementy innych stylistyk, ballady czy bluesa, ale to są właśnie tylko pewne składowe, bo takiego korzennego bluesa nie gramy - to robią bluesmani. Jeśli chodzi o to, jak się dobraliśmy, to jest to o tyle ciekawe, że wcześniej w ogóle się nie znaliśmy. Ja byłem w takiej sytuacji, że zainspirowany przez piszącego własne utwory kolegę, jakoś tak około roku 2016-17, gdy wróciłem z Warszawy do Warki, pomyślałem sobie: też spróbuję. Powstał wtedy utwór „Revolution Time”, którym zwykle zamykamy koncerty. Podobał się nie tylko mi, ktoś tam mnie pochwalił, więc zachęcony tym napisałem kolejne piosenki, w sumie 10. W międzyczasie przyszła pandemia - czyli sam widzisz, ile mi to zajęło. Co robić? Każdy chyba wtedy zadawał sobie to pytanie. Ja pomyślałem, że kurczę, to przecież nie będzie trwało wiecznie, więc postanowiłem to sobie nagrać. Zaprosiłem kilka osób, znajomego gitarzystę, do jednego utworu wiolonczelistkę, do innego saksofonistę - udało się. Gdy sytuacja zaczęła się normalizować, postanowiłem założyć zespół, który mógłby grać taką muzykę i dałem ogłoszenie na Facebooku, na różnych grupach. Tak właśnie poznałem perkusistę Ele Liaciego i potem basistę Sławka Tkacza. Ele był od początku, pierwszy raz spotkaliśmy się na próbach w kwietniu 2022 roku. On ma taki zwyczaj, że co roku wyjeżdża do siebie, do Lecce, skąd pochodzi. Zagraliśmy więc dwie próby - i perkusista znika na miesiąc. Mogło więc być różnie, ale chyba było dobrze, bo on stamtąd wysyłał mi filmiki jak tam, w Lecce, gra na perkusji do moich piosenek. Potem przez skład przewinął się drugi gitarzysta, basista, ludzie się zmieniali, aż we wrześniu 2022 pojawił się Sławek - i został. Potem znów było parę kombinacji, grało z nami parę osób, w tym saksofonista, z którym zagraliśmy pierwszy koncert w Kozienicach, choć to był akurat występ taki jednorazowy. Teraz znów gra z nami saksofonista, Arek Osenkowski, który jest niesamowity, ma ogromne doświadczenie, nagrywał płyty, gra już ze 40 lat. Ja śledziłem trochę, co robi i zaprosiłem go na jeden koncert… zdziwiłem, że się zgodził i zagrał, potem na drugi koncert - i postanowił zostać, oficjalnie jest z nami na stałe. Nie jest to jednak jeszcze cały skład, bo wiadomość z ostatniej chwili jest taka, że dołączył do nas właśnie drugi gitarzysta, Bernard Dżumaga, chociaż najbliższy koncert w Kozienicach zagramy jeszcze jako kwartet – Ele, Sławek Arek i ja.
Kto tworzy muzykę? Czy dobrze rozumiem, że to są, tekstowo i muzycznie, utwory Dariusza Rączki?
W większości są to moje teksty i melodie mojego autorstwa, aczkolwiek posiłkujemy się czasem, zwłaszcza w starszych kawałkach, jak „Gdy mówisz”, tekstami innych twórców, tutaj Kazimierza Kochańskiego. Ten poeta w przedmowie do swojego tomiku "Kanty-Lenki" napisał, że zaprasza do komponowania muzyki do jego wierszy, czego z przyjemnością się podjąłem. Spodobało mu się to zresztą i kilka razy zapraszał mnie do wykonywania tej piosenki na jego wieczorkach poetyckich. Jeśli chodzi o muzykę, to ja układam akordy, wymyślam melodię i ramy kompozycji, zazwyczaj wiem dość dokładnie, jaka ma być forma, ale treść jest do niej wkładana wspólnie, każdy w zespole ma w tych utworach przestrzeń, żeby się twórczo wyrazić. Zasada jest prosta: jest miejsce - graj to, co czujesz. Aranżacje są wspólne.
Teksty są dla Was chyba - co nietypowe w pop-rocku - dość ważne?
No tak, ja wyrosłem na poezji śpiewanej i to chyba we mnie zostało, że tekst powinien coś znaczyć, a nie tylko dobrze brzmieć. Nawet te kawałki, które gramy po angielsku - mam nadzieję, że jak ktoś je sobie przetłumaczy, to się nie zawiedzie.
Jeśli wpisać “Golden Hand” w wyszukiwarkę, rzuca się w oczy bardzo duża liczba wyników, jak na zespół relatywnie bardzo młody. Gracie chyba dużo koncertów?
To prawda, chociaż wcale się nie spieszyliśmy. Zaczęliśmy próby w kwietniu 2022, a na scenę z takim “pełnometrażowym” koncertem wyszliśmy jako Golden Hand po raz pierwszy 31 marca 2023. 11 miesięcy przygotowań. Od tamtego dnia do dziś zagraliśmy jako Golden Hand 31 koncertów, przy czym mieliśmy w międzyczasie miesiąc przerwy, gdy Ele poleciał do domu. Kluczem jest chyba to, że planujemy wszystko z dużym wyprzedzeniem i sprawnie się komunikujemy, więc dla wszystkich w zespole jest jasne kto kiedy może, a kiedy nie, nikt nikogo nie zaskakuje. Staramy się po prostu myśleć naprzód, to zresztą nawet fajnie brzmi, gdy ktoś mówi mi o jakiejś propozycji koncertowej, a ja odpowiadam, że momencik, muszę spojrzeć w kalendarz [śmiech]. I teraz ciekawa rzecz, która też może tłumaczy, dlaczego gramy teraz tak dużo: kiedyś było tak, że wysyłałem w różne miejsca powiedzmy 100 ofert, na co przychodziły 2 odpowiedzi, że sorry, nie jesteśmy zainteresowani, a reszta w ogóle miała nas gdzieś. Stało się jednak tak, że telewizja News24 - dostępna w kablówkach, nic formatu TVP czy TVN - poszukiwała zespołu z muzyką, którą można zaprezentować w śniadaniówce. Uodporniony po tych wszystkich odmowach pomyślałem “a co tam” i nas tam zgłosiłem. Odezwali się, powiedzieli, że super i czy mamy coś po polsku, wysłaliśmy więc właśnie ten utwór „Gdy mówisz”. 26 marca wystąpiliśmy, wyszło super - i od tamtej pory nagle ci, do których wysyłałem te oferty, zaczęli się do nas odzywać. Nie miałem pojęcia, że to dalej tak działa, że w dobie internetu telewizja ciągle ma taką magiczną moc, że coś zyskuje wartość dlatego, że ludzie zobaczyli to w telewizorze. Zdarzyło nam się zagrać dwa koncerty jednego dnia, a w czerwcu zagraliśmy ich w sumie 9. Teraz mamy zaplanowane koncerty np. już na marzec przyszłego roku. Organizacyjnie też jest bardzo dobrze, bo w tę sferę angażujemy się teraz wszyscy i patrzymy w jednym kierunku, więc nie jest już tak, że wszystkiego pilnować musi jedna osoba. Nasz saksofonista, z którym zagraliśmy już 5 czy 6 koncertów, przedstawił nas ostatnio swojej menadżerce jako swój oficjalny skład, więc mamy nadzieję, że wkrótce ktoś z zewnątrz się tym zajmie profesjonalnie.
Nie mogę nie zapytać: jak grało Wam się w Kozienicach w Kulturalnej?
Bardzo dobrze, bo chociaż nie było wtedy może jakiegoś 100% obłożenia, to jednak ta Wasza publiczność jest bardzo otwarta na coś nowego. Grało nam się bardzo dobrze, bo czuliśmy się nie tyle tolerowani, ile zaakceptowani. Nie znali nas przecież wcale, a złapaliśmy fajny kontakt. Później pamiętam, że gdy byłem zaproszony, już solo, na obchody waszego 500. numeru, to wtedy czułem się już bardzo pewnie, poznawałem zresztą wiele tych samych twarzy. Cieszę się, że znowu się tam spotkamy.
Rozmawiał AlKo
Namiary na zespół:
www.facebook.com/goldenhand.wawa
www.instagram.com/goldenhand.wawa
www.youtube.com/@goldenhand_wawa
Napisz komentarz
Komentarze