Rozdział 4
Umowa
Mleczko spóźniał się na spotkanie. Pyćko czekając na niego kartkował swój notes, w którym zapisywał ważniejsze sprawy do załatwienia i daty spotkań. Zastanawiał się.
– W przyszłym tygodniu w czwartek mam zeznawać w prokuraturze w Radomsku. Mecenas twierdził, że to formalność. Potem śledztwo oficjalnie zostanie umorzone. Hm. To jeden problem z głowy, choć tanio nie wyszło. Trudno, odkuję się, jak wypali interes, o którym mam gadać z Tadkiem. No, właśnie. Cholera! Gdzie on się podziewa? Przecież dochodzi już dwudziesta, a byliśmy umówienia na dziewiętnastą. Z nim tak zawsze…
Przemyślenia Pyćki przerwało nagłe otwarcie drzwi, przez które wchodziło się do salki dla specjalnych gości w restauracji Morsalino. To w niej spotykał się burmistrz Jelenic z tymi, z którymi chciał pogadać o interesach w kameralnej atmosferze. Sala „VIP” w Morsalino, jak ją nazywali jej bywalcy, idealnie do tego się nadawała. Tam nikt z gości odwiedzających restaurację nie zapuszczał się. Wstęp miało tylko wąskie grono wtajemniczonych osób. Dbali o to zarówno właściciel restauracji, jak i jej personel. Poza tym, restauracja Morsalino ze swoją strefą „VIP” miała jeszcze jeden atut. Położona była w odległości - dosłownie parę metrów - od miejsca, w którym Mleczko uwielbiał spędzać długie wieczory po męczących dniach burmistrzowania. Tak, zdecydowanie! - tym miejscem była sauna, która znajdowała się w pomieszczeniach miejskiego basenu, sąsiadującego z restauracją Morsalino. Nic tak nie odprężało burmistrza jak zażywanie kąpieli w saunie, a potem relaks na specjalnie w tym celu zakupionym fotelu masującym. Był to również sposób burmistrza na utrzymywanie tężyzny fizycznej i nabieranie sił do jeszcze bardziej wytężonej pracy na rzecz mieszkańców Jelenic.
***
- Nasz ukochany burmistrz! Wreszcie jesteś! Prawie godzinne spóźnienie!? A to mnie upominałeś, abym był o czasie – wypalił na przywitanie Pyćko, wstając i wyciągając dłoń w kierunku podchodzącego do stolika Mleczki.
- Wiesz jak to bywa? A to nieplanowane spotkanie wyskoczy, a to nudne zebranie osiedlowe się przeciągnie. I kalendarz w łeb bierze. Ale teraz jestem tylko dla ciebie i od razu przechodzę do rzeczy – odparł burmistrz, ściskając dłoń Pyćki. Potem zdjął marynarkę i zawiesił ją na oparciu fotela. Rozluźnił krawat, rozsiadł się wygodnie i zaczął kreślić plan.
- Jak ostatnio ci sygnalizowałem teren między ulicami Warczewską i Żołnierską stanie się przestrzenią miejską, w roli głównej z traktem spacerowym, czymś w rodzaju promenady. Z ławkami i innymi gadżetami, które w takich miejscach się stawia. Jest to część koncepcji rewitalizacji centrum Jelenic, zgodnie z którą centrum kulturalno-artystyczne i ta promenada będą stanowiły serce miasta. Tak to wymyśliła Ania Rybak, o której ci wspominałem, i mnie to pasuje. Z resztą nie to chodzi, co się tam ostatecznie znajdzie, tylko idzie o ten teren. Aktualnie nie należy on do gminy, jak sam zauważyłeś podczas wizyty w urzędzie, trzeba zatem zrobić tak, aby stał się w najbliższym czasie własnością gminy. Następnie opracuje się projekty techniczne i zagospodaruje teren. Na rewitalizację centrum miasta, w tegorocznym i kolejnych budżetach gminy, planuję wydać kilkanaście okrągłych milionów złotych. Z tego na zakup działek jakieś siedem do dziewięciu baniek. Rozumiesz już na czym polega interes?
Słowa burmistrza wywołały u Pyćki szczery uśmiech. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, gdyż w drzwiach, przez które przed chwilą wszedł burmistrz, pojawił się kelner. Zbliżył się do stolika, przy którym siedzieli jedyni goście strefy VIP, i postawił przed każdym z nich szklaneczkę whisky z pływającymi w niej kostkami lodu.
- Dziękuję. To na razie wszystko – rzucił w kierunku kelnera burmistrz, pochylił się nieco do przodu i upił scotcha. Pyćko zrobił to samo, po czym poprawił się w fotelu i zaraz po tym jak zamknęły się drzwi za kelnerem, rzekł:
- Obaj wiemy, że proces kupowania nieruchomości zajmie trochę czasu. Jak znam życie, to większość z nich ma nieuregulowaną sytuację prawną. Może nawet trzeba będzie czekać na przeprowadzenie postępowań spadkowych. To przy sprzyjających wiatrach potrwa, co najmniej rok. Pozostaje również kwestia finansowania. Nie mogę kupować za swoje, czyli nasze, bo mnie zaraz skarbówka podliczy i dowali mi karny podatek z nieujawnionych źródeł dochodu. Zrobi się głośno i zaraz znajdą się tacy, którzy zaczną myszkować. A nam na rozgłosie nie zależy. Oczywiście, mówię o tym wszystkim, nie dlatego, że nie dostrzegam zalet twojego planu, Tadku. Przeciwnie. Plan jest, jak zawsze, znakomity i kupuję go, że tak powiem, razem z butami. Zastanawiam się tylko, jak szybko chcesz go zrealizować?
- Za to cię Paweł cenię, że w każdym interesie potrafisz dostrzec nie tylko blaski, ale i cienie. Już nie jednego zgubiła gorączka pieniądza. A nas na takie szkolne błędy nie stać. Za dużo jest jeszcze do wzięcia w tej gminie, abyśmy zostawili to innym – powiedział burmistrz, a następnie wyjaśnił:
- Latem przyszłego roku zakończy się budowa centrum kulturalno-artystycznego i do tego momentu powinniśmy zamknąć temat zakupu nieruchomości od ich obecnych właścicieli. Potem tylko zgoda rady na nabycie nieruchomości przez gminę i idziemy Paweł do notariusza. W ten sposób w ciągu roku pierwszy etap będzie za nami. Zostanie tylko wyłonienie wykonawcy i realizacja inwestycji. Na koniec urządzimy uroczyste otwarcie centrum wraz z przyległą promenadą w ramach miłych akcentów przedwyborczych.
Jeszcze jeden łyk whisky i burmistrz mówił dalej:
- Wcelujemy to otwarcie tak między konkursem na miss Jelenic i regionu, a galą disco polo. Do tego grill i darmowe piwo, sponsorowane przez lokalnych przedsiębiorców, i wyborcy ustawią się w kolejce do urn wyborczych, aby poprzeć oburącz… siły rozwoju i spokoju rządzące w Jelenicach przeszło dwadzieścia już lat!
- Jasna i przyjemna perspektywa. W rok powinniśmy zdążyć z przejęciem nieruchomości, reszta pójdzie jak z płatka – zauważył z zadowoleniem Pyćko, po czym zadał burmistrzowi pytanie. – Jak mówiłeś Tadku o kupowaniu działek od ich właścicieli, to rozumiem, że w tej kwestii zdajesz się całkowicie na mnie?
- Jak zawsze, Pawełku. Jak zawsze – odparł burmistrz, w tej samej chwili podnosząc szklaneczkę z whisky i upijając z niej łyczek. Pyćko postanowił wykorzystać moment i ponownie zapytał.
– Z radą gminy nie przewidujesz żadnych problemów?
- Radnych, a mówię to z perspektywy czterech kadencji burmistrzowania, można zastraszyć albo kupić. Z resztą większość radnych w jelenickiej radzie jest w ten, czy inny sposób na garnuszku gminy, czyli siedzi u mnie w kieszeni. Nikt z nich nawet nie pomyśli głosować przeciwko moim propozycjom. W tej materii, Paweł, wszystko mam pod kontrolą – wyłożył dobitnie burmistrz.
- Nie, no jasne. Mnie nie musisz tego tłumaczyć, ale ten Kuźniak i paru innych nawiedzonych radnych mogą narobić smrodu. Nie sądzę, aby odpuścili w tej sprawie. W końcu tu chodzi o sporą kasę, którą musi wydać gmina – argumentował Pyćko.
Burmistrz przysłuchiwał się Pyćce, opróżniał whisky ze szklaneczki i kręcił z niedowierzaniem głową.
- Naprawdę myślisz, że Kuźniak jest aż tak sprytny? Nawet jeśli będzie robił problemy, to większość go przegłosuje. Żeby stało się inaczej, to wiesz co musiałoby się wydarzyć? – spytał burmistrz.
- Pewnie mi zaraz powiesz – odparł Pyćko.
- Umowa, jaką mamy między nami, musiałby ujrzeć światło dzienne? A przecież tak nigdy się nie stanie ponieważ obaj jesteśmy dżentelmenami. Nieprawdaż? – skwitował burmistrz i pstryknął palcami.
- Tadek! Chyba, co do tego nie masz najmniejszych wątpliwości!? Obrażasz mnie, jeśli myślisz inaczej! – zapewnił solennie Pyćko.
- No dobra, my tu gadu, gadu, a czas leci – podsumował burmistrz, zerknął na zegarek i oznajmił Pyćce. – O dwudziestej pierwszej byłem umówiony z Jurkiem Oligowskim i Marcinem Ziemkiem na saunie, a jest już grubo po czasie. Tak więc, dopijaj swojego drinka i idziemy do nich.
- Tadku, ja dziękuję, ale nie jestem przygotowany na wizytę w saunie – powiedział, zaskoczony propozycją burmistrza, Pyćko.
- Nie wygłupiaj się. Do tego nie trzeba żadnych przygotowań. Ręczniki i resztę dostaniemy na miejscu.
- Tym razem muszę jednak odmówić – próbował wykręcić się Pyćko.
- Nic z tego chłopie. Idziesz ze mną! – stwierdził kategorycznym tonem burmistrz, po czym roześmiał się i dodał:
- Nie idziemy tam wyłącznie dla przyjemności. Z Jurkiem musisz omówić jeszcze parę rzeczy, jeśli idzie o stronę finansową zakupu nieruchomości. Sam mówiłeś, że nie może być przypału z karnym podatkiem od nieujawnionych źródeł. Kapujesz?!
Wypowiedź burmistrza przesądzała ostatecznie udział Pyćki w nocnej eskapadzie do pobliskiej miejskiej pływalni, gdzie znajdowała się strefa odnowy biologicznej z saunami i łaźnią parową. Burmistrz założył marynarkę i obaj mężczyźni skierowali się do wyjścia. Restaurację Morsalino opuścili niezauważeni. Kilka minut później byli już na miejscu.
*****
- Już myśleliśmy z Marcinem, że was nowy szeryf prosto z Morsalino do aresztu zawinął. Czekamy przeszło czterdzieści minut? – powiedział żartobliwie Oligowski, witając - wchodzących do sauny fińskiej - burmistrza i Pyćkę.
- Ty Jurek tak nie żartuj, bo jeszcze wykraczesz! A wtedy wszyscy razem będziemy z Kudłatym w jednej celi kiblować? – zaśmiał się burmistrz.
- A propos krakania, wiemy już na czym stoimy z nowym szeryfem w naszym pueblo ? – zapytał Oligowski.
- Niewiele – mruknął burmistrz.
- Miałeś przecież o tym rozmawiać z posłem w Radomsku – zauważył Oligowski.
- I rozmawiałem. Od Andrzeja dowiedziałem się tylko tyle, że to decyzja komendanta głównego policji w ramach wymiany komendantów powiatowych na Mazowszu. Andrzej nie wie, albo nie chciał powiedzieć, kto promuje nowego szeryfa w Jelenicach – oznajmił burmistrz.
- Oj, co wy byście bez Jurka zrobili? – skwitował Oligowski. – Szczerze mówiąc, zakładałem, że w Radomsku nabiorą wody w usta, więc uruchomiłem swoje warszawskie kontakty. I okazało się, że nasz nowy komendant policji ma plecy w okolicach Rakowieckiej. Tak, tak panowie. Tej przesławnej ulicy Rakowieckiej w Warszawie.
- Co to dokładnie oznacza? – zareagował błyskawicznie burmistrz.
- Na razie nic. Tylko tyle, że z nim nie załatwimy sprawy na telefon jak ze Staszkiem, jego poprzednikiem. Trzeba uważać, póki co. Ale nie dajmy się też zwariować. W razie czego jest jeszcze Lechu i jego ludzie w prokuraturze – stwierdził Oligowski i dodał:
- Dosyć tego biadolenia! Skupmy się teraz na relaksie. Marcin polej ćwiarteczkę na kamienie, bo całkiem wyschną przez to nasze gadanie.
- Dobra, dobra. Jurek pamiętaj, że potem z Pawłem musisz zamienić jeszcze parę zdań. W sytuacji, kiedy nie kontrolujemy już jelenickiej policji, interes z zakupem działek przy Warczewskiej nie może mieć żadnych słabych stron. Tu panowie o naszą skórę chodzi. Wszystkich jak tu jesteśmy! – spuentował burmistrz.
Napisz komentarz
Komentarze