Rozdział 3
Fasada
Kafejka „Pod błękitnym Aniołem” znajdowała się w samym sercu ulicy Sienkiewicza w Radomsku. Ulica spełniała funkcję głównego traktu spacerowego w mieście, wzdłuż którego po obu stronach ciągnęły się rzędy secesyjnych kamienic. Parter każdej z nich zajmowały różnej maści lokale użytkowe: restauracje, puby, kawiarnie, cukiernie, kafejki. Wszystkie z tych przybytków miały grono swoich stałych bywalców, ale w ciągu dnia zaglądali do nich pracownicy pobliskich biur i urzędów oraz przypadkowi goście.
Wchodzącego do kafejki Stanisława Kuźniaka wymownym gestem uniesionej ręki przywitał redaktor Tomasz Tymkowski. Wstał od bocznego stolika, przy którym do tej pory siedział, i czekał aż Kuźniak podejdzie i będą mogli uścisnąć sobie dłonie.
- Dzień dobry. Panie radny, proszę usiądźmy. Specjalnie wybrałem ten stolik, abyśmy się nie rzucali w oczy. Odpowiada panu? – zagadnął Tymkowski.
- Witam pana redaktora. Tak, to dobre miejsce. Pan już coś zamówił? – odparł Kuźniak i jednocześnie rzucił okiem na niebieską tekturową teczkę leżącą na stoliku. Tymkowski dostrzegł zainteresowanie teczką, jakie pojawiło się w wyrazie twarzy Kuźniaka, i przesunął ją w kierunku radnego, kiedy ten usiadł przy stoliku.
- Tak, zamówiłem dwie białe kawy bez cukru. Z tego, co pamiętam z ostatniego naszego spotkania, dokładnie taką pan pija. Prawda? – rzekł Tymkowski.
Kuźniak uśmiechnął się życzliwie do Tymkowskiego, położył prawą rękę na teczce, która za sprawą redaktora leżała teraz po jego stronie blatu stolika, i powiedział:
- Zna pan zapewne góralską teorię poznania prawdy według księdza Tischnera? Święta prawda, tyż prowda, i gówno prawda. Jeśli idzie o kawę, to ma pan świętą rację. Jeśli zaś chodzi o sprawy, dla których się spotykamy, to może się okazać, że nic nie wiemy i niczego się już nie dowiemy. No chyba, że w tej teczce jest coś, co pozwoli nam i opinii publicznej poznać prawdziwą twarz jelenickiego samorządu skrywaną za kolorowo-festynową fasadą?
- Panie radny, wyczuwam w pańskim głosie nutę pesymizmu z domieszką ironii – zauważył Tymkowski.
- Redaktorze, to nie pesymizm, to pragmatyzm. I nie ironia, lecz szara rzeczywistość, która nas dookoła otacza – skwitował Kuźniak i pospiesznie dodał:
- Wiem z pewnego źródła, że redaktor Dacki po ostatniej wizycie w jelenickim ratuszu dostał burę od naczelnego Gracy. Z tekstu o budowie centrum kulturalno-artystycznego w Jelenicach wypadła kwestia kosztów tej inwestycji. W ostatnim wydaniu Głosu Jelenic nie ma o tym mowy. Ustalono również, że kwota 25 mln złotych to pański wymysł i, że włożył pan te słowa do ust burmistrza Mleczki, jak w ubiegłym roku robił pan z nim wywiad. Odtąd tak to będzie oficjalnie komentowane, gdyby ktoś do tego jeszcze wracał.
- To stare zagranie pijarowców, dbających o medialny wizerunek lokalnych kacyków, którzy w przypływie dobrego humoru popełnią gafę udzielając wywiadu. Tym nie ma się co przejmować. Ja wypowiedź burmistrza Mleczki o 25 mln złotych mam nagraną, więc nie może być mowy o żadnych wymysłach – skwitował rewelacje radnego Tymkowski.
- Ok. Pan wie lepiej. Jest jednak druga sprawa. Otóż, burmistrz tego dnia, w którym był u niego redaktor Dacki, spotkał się z … nie zgadnie pan… z Romanem Sobczykiem! Tak, z właścicielem Budokrosu, firmy będącej wykonawcą centrum kulturalno-artystycznego w Jelenicach. Pytanie tylko, czy powodem ich spotkania, była wizyta Dackiego w jelenickim ratuszu? – wyłożył Kuźniak, po czym zapytał:
- Rozumiem, że redaktor Dacki nie wie o naszych kontaktach? W tej materii nic się nie może zmienić. Inaczej Dacki nie będzie chciał z panem więcej gadać. Oczywiście, ze strachu, że Graca dowie się o tym, iż rozmawia z ludźmi, których łączy coś z oponentami burmistrza.
- Jasne, panie Stanisławie. Jako dziennikarz, że się tak wyrażę, żyję z dyskrecji i dzięki dyskrecji – zapewnił radnego Tymkowski i ciągnął dalej.
- W teczce, która leży przed panem, są materiały cudem przeze mnie zdobyte. To może być klucz do tego, co pan nazwał „kolorowo-festynową fasadą” i co może umożliwić jej skruszenie. Jest tam również mowa o interesach Sobczyka z burmistrzem i paru innymi ważnymi osobami w regionie…
- To jakieś istne rewelacje!? – wypalił Kuźniak, wchodząc w słowo redaktorowi.
- Zgadza się. Taka też była moja pierwsza reakcja, jak zapoznałem się z tym materiałem. Ale niech pan pozwoli, że skończę. – W materiale kilka zdań zostało również poświęconych mechanizmowi wykupu nieruchomości w Jelenicach, które następnie nabywała gmina. Albo w drodze zamiany, albo w drodze zakupu. Pan zajmował się takimi przypadkami, gdy stawały na sesjach rady gminy. I teraz, panie Stanisławie, trzeba koniecznie do tego wrócić.
- Jakie są szanse, że to wiarygodny materiał? I czy będziemy mogli go zweryfikować? – zapytał trzeźwo Kuźniak, gdy opadło pierwsze wrażenie wywołane przekazem Tymkowskiego.
- Jak zapozna się pan z materiałem, to się przekona, że jest wiarygodny. Co się tyczy drugiej kwestii, to liczę, że pomoże pan w jego weryfikacji. Część rzeczy będzie można potwierdzić w oparciu o dokumenty, ale są też takie, o które będzie pan musiał zapytać burmistrza na sesji rady gminy. Tylko w ten sposób możemy uzyskać chociaż niektóre dane potrzebne do ułożenia całej układanki – przekonywał Kuźniaka redaktor Tymkowski.
- Nie boi się pan, że jak zacznę wypytywać Mleczkę podczas posiedzeń rady gminy, to zorientuje się co jest grane? – rzucił pytająco Kuźniak.
- Nawet jeśli, to i tak będzie musiał panu coś powiedzieć. W końcu na interpelacje radnych ma obowiązek udzielać odpowiedzi – odparł Tymkowski. – Jasne, że burmistrz jest za sprytny na to, aby mówić o niewygodnych dla siebie faktach, ale ważna będzie też jego reakcja. Poza tym, panie Staszku, niech pan bierze pod uwagę również to, że on nie wie o tym, iż my dysponujemy określoną wiedzą. A tym samym, konfrontacja tego, co powie – odpowiadając na pańskie pytania – z tą wiedzą może przybliżyć nas do poznania prawdy.
Wypowiadając ostatnie słowa Tymkowski wskazał ręką na niebieską teczkę - w sposób niepozostawiający wątpliwości - jaką wiedzę ma na myśli. Kuźniak lekkim potaknięciem głowy i mimiką twarzy przyznał, że dał się przekonać redaktorowi. Następnie ujął w prawą dłoń leżącą przed nim teczkę, uniósł ją nieco w górę i powiedział:
- No dobra. Szkoda czasu. Wracam do siebie i zabieram się do czytania tej pasjonującej lektury.
- Dziękuję za spotkanie panie Stanisławie. Zapewniam pana, że materiał naprawdę robi wrażenie. Nie będzie mógł się pan od niego oderwać – rzekł Tymkowski.
- Wierze na słowo. Jak skończę, to dam panu znać. Umówimy się telefonicznie na kolejne spotkanie i wtedy ustalimy taktykę działania. Najbliższa sesja, z tego co wiem, będzie w połowie przyszłego miesiąca. Wtedy zapytam Mleczkę o ostatnie transakcje nabywania działek do zasobu komunalnego.
- A były takie? – wtrącił Tymkowski.
- Nie dawno jak trzy lub cztery miesiące temu nasza rada wyrażała zgodę na zamianę działek przy Warczewskiej na działki, które zaoferował gminie taki lokalny biznesmenek. Pyćko się nazywa, ale panu nic to pewnie nie mówi – odparł Kuźniak.
- Aaa, tu się pan zdziwi. To nazwisko pojawia się w materiale, który panu dałem. I to właśnie w kontekście mechanizmu nabywania przez gminę Jelenice nieruchomości do zasobu komunalnego. Powiem więcej. Z tego, co już mi się udało ustalić w ramach weryfikacji informacji zawartych w materiale, to w sprawie Pyćki toczy się śledztwo – oznajmił Tymkowski.
- O! To bardzo ciekawe i niezmiernie ważne ustalenie. A wie pan czego to śledztwo dotyczy? – zapytał Kuźniak, zerkając badawczym wzrokiem na redaktora.
- Oszustw na szkodę właścicieli nieruchomości, jakich dopuszczał się Pyćko przy ich kupowaniu. Tyle wiem na chwilę obecną. Więcej szczegółów poznam… może w przyszłym tygodniu. Jeśli tak się stanie, to przekażę je panu na następnym spotkaniu.
- To w takim razie - do spotkania panie redaktorze! – powiedział Kuźniak, wyciągając dłoń na pożegnanie.
- Do spotkania – powtórzył Tymkowski, ściskając dłoń Kuźniaka.
Tuż po wyjściu Kuźniaka z kafejki Tymkowski wyjął z kieszeni marynarki telefon. Uruchomił go i na rozświetlonym ekranie zobaczył komunikat: cztery nieodebrane połączenia. Zignorował je. Wszedł w wiadomości. Wybrał jedną od numeru opisanego: Marcin Belter. Wyświetlił ją, po czym wcisnął opcję „połącz”. Belter odebrał po trzech sygnałach.
- Cześć! Rozumiem, że jesteś już po spotkaniu ze Staszkiem? – wybrzmiał głos w komórce Tymkowskiego.
- Tak, dokładnie. Przekazałem mu materiał. Nie zaglądał do niego podczas spotkania. Ale na pewno zrobi na nim wrażenie, tak jak na mnie – odparł Tymkowski i stwierdził:
- Słuchaj, czy mając taką wiedzę, nie warto uderzyć z wysokiego „C”. Czyli napisać artykuł, opisujący tę całą patologię, i równolegle skierować zawiadomienie do prokuratury?
Propozycja Tymkowskiego zaskoczyła Beltera.
- Żartujesz?! Przecież nie mamy w ręku wszystkich puzzli potrzebnych do ułożenia całego obrazu patologii. To po pierwsze, a po drugie, naiwny redaktorze, musisz wiedzieć, że jelenicka prokuratura tańczy jak jej zagra Mleczko!
- Jak to!? – zapytał zbity z tropu Tymkowski.
- Tak, niestety. Ton w prokuraturze nadają wychowankowie pewnego sędziego, który jest jednym z ojców chrzestnych układu, który mamy zamiar zdemaskować. Jak się spotkamy, to naświetlę ci szczegóły. A ty do tego czasu odrób lekcję domową i znajdź w internecie lub archiwach telewizji szesnasty odcinek popularnego w latach 90. programu Cejrowskiego. To uzmysłowi ci o czym mówię.
- Dobra. Ale powiedz coś więcej. Czego mam szukać? – dopytywał Tymkowski.
- W programie Cejrowski przedstawił ciekawą historię pewnej strzelaniny pod Jelenicami. W roli głównej wystąpił lokalny gangster pseudo „Szpila”. Policja go złapała i dostał trzy miesiące aresztu. Ale po trzech tygodniach zwolnił go sędzia, znajomy naszego burmistrza. Oficjalne uzasadnienie decyzji sędziego było takie, że Szpila złamał nogę. Cejrowski trafnie wtedy wytykał sędziemu kuriozalność uzasadnienia, wskazując, że w areszcie siedzi się na dupie, a nie na nodze. Cejrowski nie wiedział jednak, że nie o anatomię w sprawie chodziło, lecz wspólne imprezy sędziego i Szpili w Adrii – wyłuszczył Belter.
- W Adrii, tej knajpie w Radomsku? – upewniał się Tymkowski.
- Tak, tak. Redaktorku. W tej osławionej Adrii – skwitował Belter, po czym zauważył:
- Pojutrze wpadnę na chwilę do Warszawy. Może uda mi się potwierdzić kilka rzeczy o wakacjach burmistrza sponsorowanych przez lokalnych przedsiębiorców. Kto płacił za przelot i pobyt, wynajęcie samochodu na miejscu i ponadprogramowe wycieczki. Jak będę miał te dane, to wracając ze stolicy zahaczę o Radomsko. Wtedy na spokojnie o wszystkim pogadamy. Dzięki za telefon. Trzymaj się!
- Cześć. Do zobaczenia! – odrzekł Tymkowski, kliknął w komórce opcje „zakończ” i wsunął aparat do kieszeni marynarki.
* * *
To był uśmiech szczęścia. Nie wymuszony i szczery. Pojawił się na twarzy radnego Kuźniaka po przeczytaniu pierwszych kilku akapitów opracowania przekazanego mu przez Tymkowskiego. Kuźniak zastanawiał się. – Prawdziwy prezent od losu. Ciekawe skąd redaktor – bądź, co bądź regionalnego tytułu prasowego - wytrzasnął taki materiał? Wraz z tą myślą pojawiła się także odpowiedź. – No jasne! Bez dwóch zdań, w grę może wchodzić tylko jakaś rządowa instytucja. Sposób formułowania zdań i układ tekstu zdecydowanie za tym przemawiają. Ciekawe, czy podobnego zdania byłby Marcin? W końcu z racji swojego doświadczenia zawodowego potrafiłby odróżnić dokument urzędowy od dziennikarskiej beletrystyki – dumał Kuźniak. Potem przyszła refleksja. – Nie, jak mu to pokażę, będzie zaraz dochodził skąd to mam? A Tymkowski tyle mówił o dyskrecji… - Dobra, nie dajmy się zwariować. Liczy się sprawa. Pogadam z Marcinem i pokażę mu to, co dostałem od Tymkowskiego. On powinien o tym wiedzieć. Razem więcej wskóramy na sesjach rady gminy – postanowił Kuźniak.
Napisz komentarz
Komentarze