- Gra ma dwóch uczestników. Po jednej stronie są oni – trzymający w jednym ręku władzę, administrację, lokalne media i w wielu przypadkach również rynek pracy. Po drugiej są mieszkańcy, którym mydli się oczy, że ci pierwsi pracują dla ich dobra od świtu do nocy. I gdyby nie ta praca, to nie było niczego; czyli ulic, chodników, ścieżek rowerowych, domów kultury, bibliotek, szkół i przedszkoli, o festynach nie wspominając. Istna pustynia infrastrukturalna i intelektualna. Tak więc, ci drudzy potrzebują tych pierwszych. Bez wątpienia. Alternatywy nie ma. A skoro tak, to mieszkańcy dla swojego dobra mogą zrobić tylko jedno – raz na cztery lata iść do urn wyborczych i wybrać tych pierwszych. Najlepiej nie zmieniając nic w składzie personalnym ekipy rządzącej. – tu Tymkowski zawiesił na chwilę głos i zmarszczył czoło, potem pstryknął palcami, jakby chciał przerwać gonitwę myśli, towarzyszącą jego wypowiedzi, a wzrastające w nim emocje zagłuszyć, po czym spokojnym tonem dodał. - To wizja upiorna, lecz bliska samorządowej rzeczywistości w polskich gminach i powiatach. Co gorsza, szansa na zmianę tej perspektywy jest niewielka, choć istnieje. Nasamprzód wystarczą dwie rzeczy. Pierwsza: - Stworzyć język prawdy, do czego są potrzebne media niezależne od lokalnych kacyków. Druga: - Zabrać tym kacykom „Złoty róg”, do czego są potrzebni wyborcy gotowi odrzucić myślenie w stylu „alternatywy nie ma” i „koszula bliższa ciału”. Niczego więcej nie wolno oczekiwać. To wystarczy.
Na zakończenie swojej tyrady Tymkowski zadał Beleterowi pytanie: - A ty od kiedy przestałeś mieć jakiekolwiek złudzenia, co do otaczającej nas rzeczywistości?
- Od kiedy przekonałem się z kim mamy do czynienia w świecie polityki; zarówno na jej szczytach, jak i lokalnych pagórkach – stwierdził Belter.
- To znaczy z kim, Marcin?
- Z grupą genetycznych cwaniaków o lepkich łapach, nieużywanych sumieniach i gębach pełnych frazesów. Ludziach niemających szacunku dla prawa, o zwykłej przyzwoitości nie wspominając. Ale to nie jest w tym wszystkim najgorsze.
- A co jest?
- To, że oni – politycy na górze i na dole - nigdy nie rezygnują ze swoich tronów. Nawet wtedy, kiedy media przyłapują ich na kłamstwie lub złodziejstwie, czyli ujawniają jacy są naprawdę. Nawet wtedy, idą w zaparte. Krzyczą, że to „nie ich ręka” kradła, że to prowokacja polityczna. Z całych sił walczą o zachowanie władzy i wpływów. I to się nigdy nie zmieni. To jedno jest pewne – oznajmił z powagą Belter.
- Ale nie odkryłeś tego wczoraj. Prawda?
- Jasne, że nie. Więcej. Uważam, że nie musimy zawsze być don Kichotami? Czasami warto zadbać zawczasu o skuteczność! – odparł Belter i ciągnął dalej. – Na przekór Cervantesowi…
- I paru „genetycznym cwaniakom” – wtrącił Tymkowski i roześmiał się.
- … możemy pokazać, że kłamstwo ma, jak to się mówi, krótkie nogi. Ot, co! – dopowiedział Belter.
- Ambitnie, ale kupuję to. Tylko powiedz mi jak to zrobimy w tematach, które podrzucił nam Konrad?
W tym względzie Belter miał już pewien pomysł, który zaczął kiełkować w jego głowie podczas dzisiejszego spotkania. Wahał się jednak, czy powinien mówić o tym już teraz. Zakładał również, że Konrad nie zdradził Tymkowskiemu wszystkiego, co ustalił prowadząc działania operacyjne. Należało zatem zdobyć na własna rękę kilka twardych dowodów. – Jeśli uda się ustalić o jaki przetarg mogło chodzić podczas nagranej rozmowy, to warto pogadać z jego uczestnikami. A najlepiej tym, który planował wizytę w urzędzie miejskim. Może uzna, że nie warto pakować się w szemrany interes, o którym wiedzą już dziennikarze. A jak dał „zaliczkę” na poczet wygranej w przetargu, to będzie chciał odzyskać kasę… będzie rozmowniejszy… – rozmyślał Belter. Nie podzielił się jednak swymi przemyśleniami z Tymkowskim. Zaproponował tylko, aby przy następnej okazji wrócili do tego tematu. Tymkowski przystał na to, chociaż zżerala go ciekawość, co też wymyślił jego kumpel po fachu.
Na koniec rozmowy Tymkowski i Belter poruszyli na moment wcześniej omawiane kwestie. Następnie uregulowali rachunek i wyszli z lokalu, w którym spędzili przeszło dwie godziny. Dochodziła czternasta. Już na parkingu, gdzie zostawili swoje samochody, Tymkowski przypomniał Belterowi o terminie spotkania w Prokuraturze Regionalnej w Lublinie. Zabiegali o nie od tygodni, i jakimś cudem udało im się je umówić na przyszły tydzień.
- Aha. Pamiętaj, Marcin. W najbliższy czwartek jedziemy do Lublina.
- A tak. Dobrze, że mi przypominasz. Wyleciało mi z głowy – przyznał Belter.
- Ty się nie wygłupiaj! I odśwież sobie pamięć. Tylko jak będziemy operować konkretną wiedzą, to czegoś się dowiemy w prokuraturze.
- Bądź spokojny. Wszystkie wątki mam w małym palcu – odparł żartobliwie Belter i zaczął rzucać hasła ilustrujące te z tych wątków, o które chcieli zapytać w lubelskiej prokuraturze. - Ustawianie przetargów, zaniżanie wartości mienia komunalnego, zamiana gruntów, warunki zabudowy za łapówki, wynajem komunalnych lokali użytkowych po nierynkowych cenach, niezasadne umorzenia podatków, fikcyjne faktury dla kancelarii, unikanie płacenia VAT-u, pranie pieniędzy…
koniec rozdziału 13.
Napisz komentarz
Komentarze