Rozdział 9
Informator
Knajpę Ancymonek nie trudno było znaleźć. Wyróżniała się spośród innych lokali ciemnobordową fasadą i żółtym kontrastującym szyldem. Pyćko szybko ją odnalazł wzrokiem, idąc ulicą Krasickiego. Samochód zostawił na parkingu podziemnym pobliskiej galerii handlowej. Przed wyjazdem do Radomska wygooglował najkrótszą trasę, jaką mógł dotrzeć z galerii na miejsce spotkania. Spotkania, co do którego miał wątpliwości, czy powinien się na nie zgodzić. – Czy to w ogóle ma jakikolwiek sens, żeby z nimi gadać? – pomyślał Pyćko. Od drzwi wejściowych knajpy dzieliło go kilka merów. Zatrzymał się przed nimi i ogarnął go niepokój. – Kurwa, co ja tu robię!? Przecież jak się w Jelenicach dowiedzą, że gadam z glinami, to mnie zgnoją! – przeraził się, ale w tej samej chwili przyszła refleksja. – Z drugiej strony, uzgodniłem to z Michałem. W razie czego, on jest moim alibi.
Pyćko szarpnął za klamkę i znalazł się w środku. Obleciał krótkim spojrzeniem wnętrze lokalu. Przy stoliku nieco w głębi sali siedział facet pasujący do stereotypu gliniarza. Pyćko zamierzał podejść do niego, lecz w tej samej chwili usłyszał zza pleców głos: - To ze mną jest pan umówiony. Pyćko odwrócił się. Stał przed nim wysoki, szczupłej budowy mężczyzna w wieku po trzydziestce. W niczym nie przypominał twardzieli z filmów o policjantach i złodziejach. Uśmiechał się, i wyciągając dłoń w kierunku Pyćki, oznajmił:
- Nazywam się Konrad Rymer. Cieszę się, że możemy porozmawiać. To dobrze, że się pan jednak zdecydował.
- Pewnie będę tego żałował! – palnął Pyćko, uścisnąwszy wyciągniętą dłoń.
- To tylko rozmowa – odparł Rymer bez cienia emocji w głosie i dodał:
- Z tyłu w drugiej salce jest sporo wolnych miejsc. Proponuję tam usiąść, będziemy mogli spokojnie pogadać.
- Dobra, chodźmy – przytaknął Pyćko.
Kelner postawił na stoliku dwie zamówione kawy. Pyćko i Rymer kontynuowali rozmowę. Po wymianie grzeczności przyszedł czas na sedno sprawy. Rymer wyłuszczył powód, dla którego chciał się spotkać z Pyćką. Podkreślił, że rozmowa nie ma charakteru oficjalnego. Nie ukrywał jednak tego, że ma związek ze śledztwem w sprawie skupowania nieruchomości w centrum Jelenic. Dał też do zrozumienia, że może mieć znaczenie dla oceny dotychczas zgromadzonych dowodów i końcowej decyzji prokuratury. Pyćko najpierw tylko słuchał, starał się ukryć niechęć i narastający stres. Próbował puszczać mimo uszu rewelacje Rymera i bagatelizować jego kategoryczne oceny. Coraz bardziej docierało jednak do niego, że policja wie więcej, niż mógł przypuszczać. Postanowił więc zareagować i odezwał się.
- Jestem tylko zwykłym lokalnym przedsiębiorcą. Pan mnie przecenia. Nie będę mógł pomóc.
Rymer obrzucił Pyćkę piorunującym spojrzeniem. Potem uśmiechnął się, ale w taki sposób, że ten znowu zaniepokoił się.- Po jaką cholerę zgodziłem się na to spotkanie?! Dobra, trzeba to przerwać. Spadam stąd! – zdecydował Pyćko. Rymer zauważył poirytowanie Pyćki i chęć zakończenia rozmowy. Nie mógł na to pozwolić, więc rzucił niby mimochodem:
- W sprawach tego kalibru, o których gawędzimy, metoda „na strusia”, czyli chowania głowy w piasek, nie pomoże. Na pomocną dłoń „chłopców z ferajny” też nie ma co liczyć. Trzeba na zimno i logicznie kalkulować. A pan to potrafi. Inaczej nie robiłby pan tak świetnych interesów na działkach w Jelenicach, wykorzystując naiwność ich właścicieli.
- Pan wybaczy, ale to są tylko insynuacje! - żachnął się Pyćko, podkreślając teatralnie swoje oburzenie ostatnią uwagą Rymera.
- Nie, proszę pana. To są fakty ustalone w toku śledztwa. I pan dobrze o tym wie – rzucił oschle Rymer.
- A niby skąd mam wiedzieć?! – syknął Pyćko.
- Z tego samego źródła, z którego ja mam tę wiedzę. Tylko, że ja ją powziąłem wykonując obowiązki służbowe. A pan dzięki pewnemu mecenasowi i jego kolegom z prokuratury.
- Jaki mecenas, jaka prokuratura? – spytał zbulwersowany Pyćko.
- Panie Pawle, skończmy z tą komedią – Rymer chrząknął, roześmiał się i pospiesznie dodał:
- Postanowienie o przedstawieniu zarzutów jest już gotowe. Za tydzień zostanie panu ogłoszone. Ale o tym też pan już wie. Z tym, że ja nie o tym chciałem z panem gadać…
- Nie o tym? To coś nowego – wtrącił Pyćko.
- Hm, nie o tym. Zapewniam.
- To o czym? – zaciekawił się Pyćko.
- O korupcji w jelenickim samorządzie – rzekł Rymer i patrzył przez dłuższą chwilę prosto w oczy rozmówcy.
Stwierdzenie Rymera było jak grom z jasnego nieba. Pyćko próbował szybko zebrać myśli. – Tak wprost wali między oczy o korupcji?! Czy ja się nie przesłyszałem? Kurwa, co się dzieje? Gorączkował się Pyćko. – Jak reagować, co mówić? – pytał w myślach sam siebie. A jednocześnie starał sobie przypomnieć instrukcje mecenasa Kilińskiego. – Zaraz, co on wczoraj mówił? Aha, to chyba jakoś tak szło – przypomniał sobie Pyćko i nagle wypalił, przerywając ciszę, jaka zapadła po oświadczeniu Rymera.
- Przykro mi, ale nie będę mógł zaspokoić pańskiej ciekawości. Dalsza rozmowa nie ma sensu. To był zły pomysł, tym bardziej, że ja nic nie wiem. Jestem skromnym lokalnym przedsiębiorcą, uczciwie robiącym interesy. Co się tyczy, śledztwa, którym tak pan epatuje, to swoją niewinność wykażę w sądzie. A poza tym, to pan przekracza swoje kompetencje, panie…
– Chwileczkę! – przerwał mu Rymer. – Zazwyczaj tego nie robię, ale pańska bezczelność podszyta strachem robi na mnie wrażenie. Rymer zawiesił głos, po czym powiedział nieco patetycznie:
- Tu nie chodzi tylko o pańską skórę, panie lokalny uczciwy przedsiębiorco.
Wypowiadając te słowa Rymer położył przed Pyćko zapisaną kartkę. Atmosfera zrobiła się jeszcze bardziej napięta. Wkurzenie Pyćki sięgnęło zenitu. Zachowując jednak ostatnie pozory opanowania, zaczął śledzić wzrokiem leżący przed nim tekst. Treść przypominała skopiowany fragment urzędowego dokumentu. Wynikało z niej, że prokuratura podjęła decyzję o wyłączeniu ze śledztwa w sprawie jelenickich działek wątku fałszowania weksli. Mieli je rzekomo wystawiać właściciele lub spadkodawcy nieruchomości, które nabywał Pyćko. To była jego karta przetargowa w negocjacjach cenowych, której używał. Przeważnie z dużym powodzeniem, dzięki czemu płacił za działki o wiele mniej, niż ich wartość rynkowa. Co uderzyło Pyćkę, gdy kończył tekst, to to, że przyczyną wyłączenia była ekspertyza grafologiczna. Wykazano w niej, że niektóre z weksli nie zostały spreparowane przez nabywcę nieruchomości, lecz osobę trzecią. Nie wykluczone, że przez osobę z nim spokrewnioną. Do potwierdzanie potrzebny jest jednak materiał porównawczy.
- Tego się nie spodziewałem – pomyślał Pyćko. Czuł, że kończy mu się czas. I, że musi coś wymyślić. Nie miał jednak pojęcia, jak w tej sytuacji powinien się zachować. Mecenas Kiliński nie przewidział takiego rozwoju wydarzeń. Pyćko dumał. - Iść w zaparte, nabierając wody w usta, czy grać na zwłokę? Rozwiązanie nie przychodziło. Wyjście z sytuacji zasugerował Rymer.
- Panie Pawle, my wiemy, że nabywanie przez pana atrakcyjnych działek w Jelenicach to element większej układanki. Pański udział w tym procederze od strony moralnej, tak po ludzku, zasługuje na potępienie. Ale karać należałoby nie pana, tylko tych, co to mają pełne gęby frazesów o służbie dla mieszkańców, a w rzeczywistości są zwykłymi złodziejami.
- Politycyyy? – spytał retorycznie Pyćko.
- Nie inaczej. A przecież nie musi tak być. Nie musiałby pan wtedy grać w tę ich grę pozorów, lecz robiłby pan legalne interesy. Prawda?
- Gówno prawda – mruknął Pyćko i stwierdził: - W świecie polityki, także tej lokalnej, o władzę grają tylko skurwysyny. I wyłącznie tacy są zwycięzcami tej gry. Jeszcze się pan tego nie nauczył?
- Mógłbym o tym szambie, zwanym światem polityki, godzinami panu opowiadać. Niech pan nie myśli, że jestem naiwny – odparł Rymer.
- No więc, po co to wszystko? Przecież nie macie z nimi szans!
- Ma pan na myśli swoich kumpli z jelenickiej ferajny?
Pyćko zawahał się, po czym przyznał ściszonym głosem:
- Tak. To są wysokiej klasy gracze, a poza tym mocno poukładani.
- To już wiem. Ale myśli pan, że spotykałbym się z panem i tak otwarcie rozmawiał, gdybym nie miał kilku asów w rękawie?
- Tak to trochę dziwne, że mówi pan wprost.
- Nie ma w tym nic dziwnego. Sprawy są na takim etapie, że waga argumentów każdej ze stron jest znana. Do mnie należy typowanie i rozmawianie z takimi, jak pan.
- Czyli z kim? – spytał Pyćko.
- Takimi, którzy mają jeszcze szansę coś zmienić, coś naprawić. Rozumie pan?
Pyćko przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Milczał. Wracał w myślach do słów Rymera o „szambie świata polityki” i „asach w rękawie”. Zaintrygowało go to, że ten gliniarz nazywa rzeczy po imieniu i nie owija w bawełnę, tak jak robi to wielu jego kolegów po fachu. W końcu ocknął się i odezwał.
- Tak. Ale to nie jest takie proste, jak się wydaje.
- Jest proste. Wystarczy tylko dokonać wyboru. W prawie karnym są rozwiązania jeśli nie wszystkich, to większości pana problemów.
- Co ma pan na myśli?
- Brak odpowiedzialności karnej za dawanie łapówek i mały świadek koronny, czyli nadzwyczajne złagodzenie kary lub odstąpienie od jej wymierzenia, za pozostałe grzechy.
- Tylko tyle?!
- To mało?
- Dla mnie tak! – skwitował Pyćko, przesuwając w stronę Rymera kartkę, z którą przed chwilą za jego sprawą zapoznał się.
- Rymera stało się jasne, że Pyćko załapał zawoalowany przekaz z ekspertyzą grafologiczną. Nie wierzył w jego cudowną przemianę pod wpływem dzisiejszej rozmowy. - Tak. Uświadomienie Pyćce, w co wciąga bliskich, rodzinę, to argumenty, które mogły skłonić go do przewartościowania dotychczasowej postawy. To była jedyna szansa na porozumienie. Ocenę Rymera wydawały się potwierdzać następne słowa wypowiedziane przez Pyćkę.
- I co dalej? Co z tą ekspertyzą grafologiczną? – dopytywał.
- Ekspertyza pisma nie jest jednoznaczna. Brakuje materiału porównawczego. I na razie nie mamy pomysłu, jak go uzupełnić - zapewnił Rymer, dając Pyćce do zrozumienia, że jego obawy, co do rozszerzenia kręgu podejrzanych, są realne, ale nie muszą się zmaterializować.
- W takim razie jest nad czym myśleć. Ale pan zdaje sobie sprawę, że potrzebuję czasu do namysłu – powiedział Pyćko.
- Nie tylko o czas tu chodzi. Chce pan to omówić z mecenasem Kilińskim. Ja to świetnie rozumiem. Tylko nie wiem, do kogo bliżej panu mecenasowi. Do pana, czy chłopaków z jelenickiego ratusza? – zauważył Rymer.
- Jest pan świetnie zorientowany, lecz nie zdaje sobie sprawy ile mam do stracenia. Muszę pogadać z Kilińskim – wyjaśnił Pyćko.
- Boi się pan zemsty?
- Nikt bezkarnie nie może zadzierać z chłopakami, jak pan to zgrabnie ujął, z jelenickiej ferajny. Wcześniej czy później będzie musiał za to zapłacić. Ale to już moje ryzyko, i moja kalkulacja. I w tej kalkulacji najważniejsze na dziś jest to, na ile sprawa ekspertyzy grafologicznej wygląda tak, jak pan mnie zapewnia.
- To tylko słowa, lecz innych gwarancji dać panu nie mogę. Reszta zależy wyłącznie od pana.
- W porządku. Jeszcze dzisiaj zadzwonię pod ten numer, z którego telefonował pan do mnie, i dam odpowiedź. Zgoda?
- W takim razie czekam na telefon, panie Pawle.
Pyćko i Rymer wymienili jeszcze kilka zdawkowych uwag, uregulowali rachunek i opuścili knajpę, udając się w różne strony.
Pyćko szybkim krokiem wrócił na parking galerii handlowej, gdzie zostawił swoją toyotę. Uruchomił ją i odjechał prosto w kierunku Jelenic. W drodze powrotnej wracał myślami do rozmowy z Rymerem. Analizował to, co usłyszał w jej trakcie. Bez większego rezultatu. Konkluzja była jedna. – Sam nie mogę podjąć takiej decyzji. Jak dojadę na miejsce, i nieco ochłonę z wrażeń, zadzwonię do Kilińskiego – postanowił Pyćko.
* * *
Rymer niedługo po spotkaniu wrócił do budynku radomszczańskiej delegatury Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Odłożył do szafy pancernej, stojącej w jego gabinecie, legitymację komisarza policji. Był to dokument legalizacyjny, którym miał się posłużyć, gdyby Pyćko oczekiwał potwierdzenia tożsamości mężczyzny, z którym dwa dni temu rozmawiał telefonicznie i umówił się na spotkanie. Pyćko nie widział takiej potrzeby. Rymer nie musiał takim razie działać „pod obcą banderą”, jak w żargonie służb specjalnych nazywano posługiwanie się legitymacjami innych formacji. Wszystko zostało w sferze słów i niedomówień owianych nimbem tajemnicy.
Kwadrans później Rymer relacjonował przełożonemu przebieg spotkania z Pyćko. Na koniec, odnosząc się do wniosków i rekomendacji Rymera, dyrektor delegatury Łukasz Zdanowski spytał:
- Myślisz, że powie prawdę?
- Może. Teraz, kiedy ważą się losy jego córki, nie powinien być lojalny wobec jelenickiego układu.
- Masz potwierdzone na 100%, że to ona fałszowała weksle?
- Na 1000%! Materiał dostałem niezależnie, od chłopaków z CBŚiu i naszych kryminalistyków.
- Przekonamy się, czy to wystarczy, aby Pyćko zaczął gadać.
- Zostało tylko czekanie. Ma dzwonić jeszcze dzisiaj z odpowiedzią, czy zgodzi się na współpracę – podsumował Rymer.
Napisz komentarz
Komentarze