20 LAT TYGODNIKA OKO
Do redakcji Tygodnika OKO trafiłem – jak to w mediach bywa – przypadkiem. Była to moja druga „w pełni etatowa” redakcja i zarazem pierwsza w Kozienicach. Nie znałem jeszcze zbyt wielu ludzi w mieście i tak naprawdę dopiero przyzwyczajałem się do regionalnych realiów po pięciu latach spędzonych w Lublinie. Trzeba przyznać, że był to okres szalony (rok 2014 był rokiem wyborczym) i pełen wyzwań, a co za tym idzie… anegdot.
Start Radia Ucho
Jednym z najgłośniejszych medialnych wydarzeń 2014 roku był start Radia Ucho. Oj, było przy tym sporo pozytywnego zamieszania. Największy problem mieliśmy jednak z… nazwą. Przez dwa tygodnie dumaliśmy jak tu ochrzcić rozgłośnię, aż któregoś dnia redaktor naczelny wpadł do redakcji z krzykiem „WIEM! Skoro gazetę się czyta i jest OKO, a radia się słucha, to będzie UCHO”. Padł wtedy pomysł, że jeśli otworzymy kiedyś agencję towarzyską, to nazwiemy ją od innej części ciała… Redaktor spojrzał tylko z przekąsem, a „Ucho” poszło w eter.
To była medialna partyzantka (polecam zrobić serwis informacyjny bez newsroomu), ale „dziewiąąąta piętnaaaście” przeszła do historii kozienickich mediów. Bawiliśmy się przy tym świetnie i – jak myślę – wielu kozieniczan razem z nami.
Główaczów – gdzie to jest?
Media drukowane mają to do siebie, że jak się coś puści do druku, to już „po ptokach”. Siłą rzeczy babole się trafiały i dopóki ludzie będą drukowali gazety, dopóty różnego rodzaju literówki i nie tylko będą cieszyły oczy czytelników.
Nam też się kilka niedociągnięć trafiło. Po latach wywołują one uśmiech – w dniu wydania już niekoniecznie. Na „Główaczów” z pierwszej strony OKA kilka osób faktycznie się zdenerwowało i „śmiertelnie obraziło”. Hitem jednak była Pani, która podała błędne ogłoszenie do rubryki na stronie 9. i „żądała” żeby je poprawić. W już wydrukowanych gazetach. Wyobraźnia ludzka nie zna granic ?
Kiedy historia miesza się z serialem
Innym razem przyszedł do redakcji pan, który namiętnie chciał opowiadać o historii. Głównie o bitwie pod Studziankami, ale nie tylko – gdzieś nawet Pan Wołodyjowski mu się w to wmieszał. W każdym razie pan strasznie chciał, żeby go wysłuchać, napisać artykuł, a potem publikować, żeby „ludzi nauczać”.
Problem był jednak tego typu, że pan z jednej strony pokazywał mapy z pozycjami wojskowymi, z drugiej zaś mówił o dzielnej załodze Janka Kosa, Szariku i… Basi Wołodyjowskiej. Trzeba było być cierpliwym. W każdym razie – nasi wygrali!
Jedyny taki wniosek
Praca w mediach ma to do siebie, że albo nie dzieje się nic (jak w sezonie ogórkowym), albo wszystko naraz i jest totalna jazda bez trzymanki, maraton informacyjny i ogólnie nie ma kiedy taczki załadować. Potrafi się to przeciągnąć w naprawdę długie tygodnie i dać dobrze w kość. To można polubić, ale czasem organizm mówi „STOP”.
Po jednym z takich maratonów stwierdziłem, że muszę iść na urlop. Chyba pierwszy dłuższy w ogóle. Wziąłem wzór wniosku, zacząłem wypełniać i doszedłem do punktu „Prośbę swoją motywuję…”. Za Chiny nie wiedziałem co mógłbym wtedy wpisać (mózg był przestawiony na pisanie tekstów informacyjnych), więc naskrobałem: „prośbę swoją motywuję zmęczeniem pracą i wypaleniem zawodowym”. Traf chciał, że wniosek zobaczyło kilka osób z branży (pozdrowienia dla Emila, Mateusza i Marcina), a jego treść nie raz, nie dwa była potem cytowana.
Z serdecznymi życzeniami
Z OKIEM rozstałem się wiosną 2015 roku, by zrobić sobie przerwę od mediów… i jak się okazało dość szybko wrócić, aczkolwiek już do innej redakcji. Z redaktorem Edmundem Kordasem dalej współpracuję, podsyłając chociażby teksty na temat działalności Kozienickiego Domu Kultury, gdzie obecnie działam promocyjno-medialnie.
Całej redakcji, jej obecnym i byłym (współ)pracownikom życzę wielu radości. Nie dajcie się wypaleniu zawodowemu! Trzymajcie się ciepło!
Mariusz Basaj
Napisz komentarz
Komentarze