Wszystkie opisane poniżej zdarzenia i sytuacje miały miejsce w jednej z placówek ochrony zdrowia na terenie powiatu kozienickiego w nieodległej przeszłości, acz jeszcze za rządów poprzedniej dyrekcji, opisane są zaś z subiektywnej perspektywy stażysty, zatrudnionego na stanowisku pracownika gospodarczego. Autor nie twierdzi, że przedstawiony stan rzeczy jest obecnie aktualny i adekwatny do rzeczywistości, takie jest też stanowisko redakcji.
Część I
Kadry
– No więc chce pan u nas pracować?
– W sumie to nie wiem jeszcze, czy chcę, bo zbyt wiele mi w tym Urzędzie Pracy nie powiedzieli. Tyle tylko, że nazywa się to „pracownik gospodarczy”.
– No, to jest bardzo proste. Są właściwie dwa stanowiska, ale... hm, sprzątać by pan pewnie
nie chciał, więc to drugie. Będzie pan woził odpady medyczne. Czysta praca, każdy stażysta
dotąd sobie chwalił. Wszystko będzie już przygotowane, pan tylko kilka razy dziennie zwozi.
– Czyli... też pościel z oddziałów i takie tam?
– Nie, to robią salowe. Pana interesują tylko odpady. Dostanie pan wózek i panie z Działu
Higieny panu wszystko wytłumaczą.
Szkolenie BHP
– No więc... tu pan sobie przeczyta jakie są rodzaje i kody odpadów, jakie zagrożenia. Dam
panu chwilkę.
– Hmm, rozumiem, że będę pracował w jakimś fartuchu, odzieży ochronnej?
– Nie, na pana stanowisku to nie będzie potrzebne.
Dział Higieny
Pani z Działu Higieny ma swoją bazę operacyjną w piwnicy, a pani, którą tam spotykam, jest bardzo miła i rzeczowa. Z powodu sezonu urlopowego nie ma kierowniczki, więc to ona oprowadzi mnie po placówce. Pokazuje mi całą trasę, jaką będę codziennie przez pół roku pokonywał, pchając lub ciągnąc wózek, o którym w następnym odcinku. Sekwencja wydaje mi się na tyle złożona, że wyciągam notes i notuję – z miłego zaskoczenia mojej przewodniczki wnioskuję, że jest to inicjatywa na tym stanowisku nowatorska.
Spalacz
Po zwiedzeniu trasy w głównym budynku, udajemy się do spalacza, który sąsiaduje z chłodnią.
Uprzedzając: spalacz niczego nie spala, chłodnia zaś niczego nie chłodzi. Jedyne obecne w
pomieszczeniu spalacza rzeczy, które robią to, czego można się po nich spodziewać, to waga i
zamrażarka. Waga służy do ważenia odpadów medycznych – sporządzane codziennie raporty są podstawą rozliczeń z firmą, która raz w tygodniu odbiera odpady medyczne do utylizacji.
Zamrażarka... ujmijmy to tak: jako dzieciak zakradałem się z kolegami na teren szpitala, poszukując tego fascynującego i przejmującego dreszczykiem grozy legendarnego miejsca, gdzie przechowuje się wszystkie odcięte ręce i nogi, bo gdzieś przecież trzeba. Okazuje się, że byliśmy całkiem blisko…
Spalacz niczego nie spala, ponieważ się spalił. Takim wyjaśnieniem uraczy mnie w najbliższych dniach najstarszy pracownik Działu Technicznego, który robił wszystko, widział wszystko i każdemu chętnie o tym opowie. Taki spalacz to nie byle co: wielkie to i drogie, ale za to załatwia istotny problem generowanych codziennie odpadów i w dodatku umożliwia szpitalowi dorobienie sobie, ponieważ mając takie cudo można za opłatą przyjmować odpady od innych placówek. Ten konkretny egzemplarz zarabiał na siebie ponoć na tyle intensywnie, że w krótkim czasie padł z powodu zbyt intensywnej eksploatacji. Nie wiem, czy to prawda, sprzedaję za tyle, za ile kupiłem. Tak czy inaczej, spalaniem zajmuje się obecnie podmiot zewnętrzny i wszystko funkcjonuje plus minus sprawnie.
Chłodnia
Chłodnia, która niczego nie chłodzi, to nieco większy problem. Koliduje to z prawnie wymaganym stanem rzeczy na tyle, że... nic konkretnego się z tym nie robi. W wypełnionym zazwyczaj workami z odpadami medycznymi pomieszczeniu chłodni wisi termometr, który działa i wskazuje jakąś temperaturę – zupełnie możliwe, że prawdziwą – która jest jednak poza sezonem zimowym na ogół nie do przyjęcia, toteż redagowanie zeszytu pomiarów, nad którym stażysta trzyma pieczę, jest zajęciem wymagającym kreatywności. Codziennie rano i przed fajrantem trzeba wpisać tam coś, co będzie wyglądało plus minus prawdopodobnie i jednocześnie mieścić się będzie w dopuszczalnych ramach.
Ten drobny niuans stanowił jedynie przedsmak, czego jednak – o tym dowiecie się Państwo w kolejnych odcinkach.
Stażysta
Część II
Wózek
Wózek na odpady medyczne to okropne bydlę. Zdecydowanie większy od wózków do rozwożenia posiłków czy pościeli, jest prawdopodobnie największym tego typu pojazdem w placówce. Na wysokość sięga mi to niemal do ramion, jest ode mnie zdecydowanie szerszy i długi chyba na 2 metry. Jest zatem pojemny – to dobrze, bo od tego zależy, ile stażysta się nachodzi. Jest też gabarytowo ogromny – to źle, bo od tego zależy, ile stażysta sie nastoi. Nastoi się zaś przed drzwiami szpitalnych wind, wypróbowując w myślach wszelkie znane sobie zaklinania i komponując nowe.
Windy
Windy szpitalne to dla stażysty przekleństwo. Te do przewozu chorych i personelu są niezawodne, przestronne i bardzo często puste. Pod względem logistycznym idealnie nadawałyby się do przewożenia wózka z odpadami medycznymi, którego rzecz jasna przewozić nimi nie wolno. Z wózkiem należy w jakiś sposób wpasować sie do windy, którą przemieszczają się chorzy samodzielni i odwiedzający. Windy te są mniejsze, często się psują i zazwyczaj wypełnione są ludźmi. Postawa "no cóż, nie będę Państwu sprawiał kłopotu, pojadę następną" bardzo szybko stażyście przechodzi i wchodzimy w tryb asertywny: błyskawiczna ocena sytuacji, energiczne PRZEPRASZAM, sprawne ustawienie obecnych pod jedną ścianą (to jedyny sposób, bo resztę windy zajmie wózek) i jedziemy. Rzadko zdarzy się ktoś krnąbrny, częściej ktoś ciekawy. Wózek zazwyczaj bywa podejrzewany o bycie częścią szpitalnego cateringu, bywa jednak i inaczej.... Pewnego razu winda się zatrzymuje, ładuję się z pojazdem do środka, stajemy pod ścianą z drobną starszą panią, która przez chwilę nic nie mówi, po czym zbiera się na odwagę i zerkając znacząco na wózek pyta: "Proszę pana, czy może mi pan zagwarantować, że jesteśmy tutaj sami?"
Noga
Noga nie stanowi wyzwania. Mogłoby się wydawać, że jej cielesna lapidarność powinna, choćby dla przyzwoitości, spotkać się z nutką grozy i fascynacji, ale w ferworze spełniania swoich obowiązków stażysta ma na głowie większe wyzwania (na przykład windy), wobec których rzeczowość nogi schodzi na dalszy plan.
Wśród odpadów medycznych istnieją kategorie: 18 01 03 to wszystko, co miało kontakt z wydzielinami ludzkiego ciała (opatrunki, zużyte rękawiczki, cewniki, etc) i może stanowić źródło infekcji. Większość przepisowych, czerwonych worków zawiera właśnie tego typu asortyment, jest to, rzec można, codzienność i standard. Oprócz tego mamy plastikowe wiaderka ze zużytymi igłami i skalpelami – na te trzeba uważać szczególnie, prawidłowo powinny być dodatkowo zapakowane w tekturowe pudła, zaklejone i opisane (przeważnie nie są). Mamy kategorię 18 01 82, czyli pozostałości z żywienia pacjentów oddziałów zakaźnych, oraz najrzadszą, clou programu: 18 01 02. Czym jest 18 01 02? Jak dowiedziałem się pierwszego dnia od miłej pani doktor, są to ni mniej, ni więcej tylko większe kawałki.
- To znaczy???
- No, na przykład noga.
Tu należy się czytelnikom wyjaśnienie: czerwone worki na odpady medyczne wyglądają na ogół jak... foliowe czerwone worki, tyle że opisane przy pomocy markera lub naklejki z kodem, nazwą jednostki i oddziału oraz datą. Noga w czerwonym worku wygląda jak noga w czerwonym worku. Grubo opakowana, ponieważ trafia do niego chyba ze wszystkimi towarzyszącymi podczas amputacji materiałami. Na worku znajdujemy przeważnie kod, plus czasem dopisek AMPUTACJA. Jest to zrozumiała zapobiegliwość, bo omyłkowe pozostawienie takiej nogi w chłodni, która niczego nie chłodzi, byłoby wysoce niefortunne. Noga musi trafić do zamrażarki – która akurat na szczęście działa bez zarzutu.
Oddziały posiadają własne, mniejsze wózki na odpady, do tymczasowego ich przechowywania. To z nich stażysta wszystko odbiera. - tak to na ogół wygląda. A jeśli ten oddziałowy wózek będzie akurat komuś potrzebny? Ano, wówczas może zdarzyć się i tak, że wczesnym popołudniem, wprost na podłodze, na korytarzu, którym ludzie jakby nie było chodzą choćby w odwiedziny, spoczywa sobie w rogu czerwony pakunek. Gdyby hipotetyczny odwiedzający zboczył w jego kierunku, zastanowić mógłby go jego sugestywny kształt. Nie musiałby na szczęście długo dumać, ponieważ tym razem ktoś najwyraźniej uznał, że kod to za mało, amputować zaś można przecież różne rzeczy, wobec czego opatrzył pakunek wypisanymi markerem wielgachnymi literami układającymi się w napis NOGA.
Stażysta
PS Gwoli jasności: opisana wyżej sytuacja była jednorazowym incydentem.
PPS Ludzka noga (od kolana w dół) waży przeciętnie 4,5 kg.
[Tekst nadesłany]
Napisz komentarz
Komentarze