Jak wyglądały początki twojej przygody z podróżowaniem?
Myślę, że wszystko zaczęło się tu, w Kozienicach, na rajdach i marszach na orientację PTTK. To właśnie Polskie Towarzystwo Krajoznawczo-Turystyczne pokazało mi, jak wielki jest świat, i rozbudziło we mnie podróżniczą ciekawość.
Jak potoczyło się to dalej?
Na studiach w Warszawie założyłam grupę Totutotam, która organizowała slajdowiska podróżnicze na Pradze. Były to pierwsze tego typu knajpiane inicjatywy w Warszawie. Tam zaczęłam poznawać coraz więcej podróżników, oglądałam ich zdjęcia. Pewnego dnia stwierdziłam, że to już koniec organizowania oraz słuchania relacji innych. Teraz to ja będę jeździć i opowiadać.
I…
W pierwszą dłuższą podróż pojechałam z koleżanką autostopem do Włoch i Hiszpanii. Następnie z biletem InterRail przemierzyłyśmy całe południe Europy – od Bułgarii i Turcji po Hiszpanię i Francję. Potem były dalsze wyprawy – Ameryka Południowa i Syberia. Aż w końcu trafiłam do Meksyku i... wsiąkłam.
Pierwszy dom – Kozienice, drugi dom – warszawska Praga, trzeci dom – Meksyk. Dlaczego właśnie ten kraj?
Oprócz filologii polskiej, skończyłam latynoamerykanistykę. Wiedziałam więc coś więcej o Meksyku. Wcześniej byłam w Brazylii i w kilku innych krajach Ameryki Łacińskiej, ale Meksyk „wygrał” z dość prostego powodu. Była to moja pierwsza tak daleka samotna podróż. Tamtejsi ludzie bardzo dobrze mnie przyjęli, życzliwie i otwarcie. Poczułam się jak w domu.
Jednak trochę innym domu. Obrazy Najświętszej Panienki wyglądają podobnie, ale mają inne znaczenie.
U nas kult maryjny jest bardzo silny, ale w Meksyku jest jeszcze silniejszy – za Matką Boską z Gwadelupy wszystko się kryje. Przed przybyciem Hiszpanów gorliwie wierzono w Matkę Ziemię – Tonantzin, Pachamamę. Po chrystianizacji nastąpiło przeniesienie uczuć ze starego bóstwa na Maryję. To ona jest twarzą kościoła katolickiego w Meksyku.
Jest też „alter ego” Matki Boskiej – Santa Muerte (Święta Śmierć).
Niektórzy badacze tak do tego podchodzą. Matka Boska z Gwadelupy rozumie, kocha, wiele wybacza, ale nie wszystko może. Nie wypada jej prosić niektóre rzeczy, np. o powodzenie misji rabunkowej albo szczęście w przemycie narkotyków. W Meksyku bardzo wierzącą grupą są środowiska przestępcze. Święta Śmierć jest uznawana przez część Meksykanów za świętą katolicką wbrew stanowisku Watykanu. Kilka lat temu Kościół Rzymskokatolicki oficjalnie odżegnał się od jej kultu (z nikłym skutkiem). Meksykanie oddają jej cześć bardzo podobnie jak dla innym świętym – Santa Muerte ma swoje ołtarze, przy których stawia się kwiaty i świece.
Nie należy jednak popadać w skrajności, Meksyk, podobnie jak cała Ameryka Łacińska, słynie z radości, wręcz używania życia. Miasto Tijuana ponoć tłumaczyło się, że hasło „tequila, sexo, marijuana” nie jest jego oficjalnym sloganem.
Mam wrażenie, że Meksykanie lubią swój imprezowy wizerunek. Są dumni ze swoich narodowych trunków, takich jak tequila, mezcal, pulque. Pędzi się je z tego, czego jest najwięcej pod ręką – z agawy, kukurydzy, trzciny cukrowej… A do tego jest bardzo żywa tradycja karnawału. Majowie mieli 18 miesięcy po 20 dni. Pozostałe pięć były „poza kalendarzem”. Wtedy czas się cofał, mogło się dziać wszystko.
Czas karnawału to czas świata na opak. Żebrak zostaje królem, panie przebierają się za panów, panowie za panie…
Tak wciąż jest w Meksyku. Podczas dużego karnawału w Veracruz burmistrz przekazuje klucze do miasta Juanowi Karnawałowi. Kukła symbolizująca zły humor zostaje spalona. W całym Meksyku staruszki przebierają się za młode dziewczyny, mężczyźni za kobiety… Niektórzy stają się diabłami. Jest to taki wentyl bezpieczeństwa. Uważa się, że jeśli wtedy pozwoli się diabłom wyjść na ulice, to potem nie będą przychodzić. Otwiera się drzwi domów, a „złe” może sobie wejść, narobić bałaganu… A potem będzie spokój.
Podobne rzeczy działy się w Polsce, np. na Śląsku praktykowano tzw. wodzenie niedźwiedzia. Trzeba było takiego zwierza przekupić wódką lub pieniędzmi.
Ale po co daleko szukać, przecież w „Oku” opisywaliście ścięcie śmierci w Jedlińsku – ludową zabawę karnawałową, której towarzyszą przebieranki.
A czy Meksykanów dziwią polskie zwyczaje?
Oczywiście, Meksykanie nie mogą zrozumieć tradycji nocy świętojańskiej, wróżenia w Andrzejki, albo tego, że w wigilię zwierzęta mówią ludzkim głosem. Uważają, że średnio to się ma do katolicyzmu. Dla nich właśnie meksykański katolicyzm jest jedynym słusznym.
Inna kultura działa jak lustro?
To dopiero w Meksyku zaczęłam rozumieć wiele polskich tradycji. Gdy jadę do Meksyku, lubię popytać ludzi: „A skąd to się wzięło? A co to oznacza?”. Oni często nie wiedzą. „Taka tradycja” – odpowiadają. I gdyby mnie ktoś zapytał o elementy polskiej kultury, też mogłabym mieć problem z wyjaśnieniem ich genezy. A teraz mam motywację, aby poczytać, poszukać, poszperać.
I podróżować, a potem o tym opowiadać! Dziękujemy za rozmowę.
Zapraszamy do odwiedzenia bloga Oli Synowiec:
mexicomagicoblog.blogspot.com
W sobotę 24 września o godzinie 19:00 w pubie Zieleniak na ul. Lubelskiej 30 w Kozienicach będzie miało miejsce slajdowisko Oli Synowiec o meksykańskim Święcie Zmarłych. Po prezentacji odbędzie się koncert rockowej grupy French Letters. Wstęp wolny.
Napisz komentarz
Komentarze