Gen. Jaruzelski 13 grudnia 1981 r. wprowadził, na terytorium Polski stan wojenny. Ogłosił o tym o godz. 6.00 w przemówieniu radiowo-telewizyjnym.
Wydarzenie to odcisnęło się na życiu wielu ludzi, zahamowaniu rodzącego się ruchu demokratycznego, a przede wszystkim rozwoju gospodarczego Polski.
Społeczeństwo Polskie wielokrotnie w PRL-u wypowiadało nieposłuszeństwo władzy, ale dopiero w 1980 r. powstała największa opozycyjna organizacja licząca około 10 ml członków, Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”, która dawała wiarę w nadchodzące zmiany.
Już podczas fali strajków, w sierpniu 1980 roku, komunistyczne władze rozważały możliwość wprowadzenia stanu wojennego. Planowały wejście na teren Polski czterech radzieckich dywizji, stacjonujących wówczas w pobliżu granicy wschodniej.
Zakończenie strajków wskutek podpisania porozumień sierpniowych tymczasowo załagodziło sytuację w kraju.
Gen. Wojciech Jaruzelski oficjalnie występował do ZSSR o pomoc w stłumieniu buntu społecznego. Rozpatrywał różne warianty rozwoju sytuacji. Taką sprzyjającą okazją była prowokacja bydgoska. Kiedy doszło do pobicia 19 marca 1981 r., oficjalnie zaproszonych na sesje Wojewódzkiej Rady Narodowej, przedstawicieli bydgoskiej „Solidarności”.
W kraju następowała pogarszająca się sytuacja rynkowa. Ludzie masowo wychodzili na ulicę, pojawiły się marsze głodowe. Brakowało właściwie wszystkiego, żywności, odzieży, środków higieny, benzyny itp. To, co można było kupić bez problemów był ocet. Brak było też bezpieczeństwa energetycznego w kraju wobec zbliżającej się zimy. Doszło do fali strajków, m.in. blokady centrum miasta w Warszawie.
Pod koniec października odbyło się IV Plenum KC PZPR, podczas którego Kania zrezygnował z funkcji I sekretarza na rzecz gen. Jaruzelskiego, który przejął absolutną władzę w kraju. Decyzja w sprawie wprowadzenia stanu wojennego praktycznie już zapadła, czekano jedynie na odpowiedni moment.
Działacze „Solidarności” zdawali sobie z tego sprawę doprowadzając do wygaszenia większości ognisk strajkowych. Trwały jednak strajki studenckie, związane z niezadowalającym postępem prac nad ustawą o szkolnictwie wyższym.
Gen. Jaruzelski w listopadzie 1981 r. ponownie zabiegał na spotkaniu z Kulikowem i innymi dowódcami radzieckimi, o pomoc wojskową z planowanym wprowadzeniem stanu wojennego. Nie otrzymał jednak jednoznacznego wsparcia. Podczas tego spotkania prezentował, jako dowód agresywnych zamiarów „Solidarności”, spreparowane taśmy z rzekomymi nagraniami obrad radomskich.
No i stało się w nocy z 12 na 13 grudnia o północy rozpoczęto w całym kraju akcje aresztowań działaczy opozycyjnych przez Służbę Bezpieczeństwa i Milicję Obywatelską, szczególnie aresztowaniami objęto działaczy NSZZ „Solidarność”. Wyłączono telefony, telewizję, jedynie radio nadawało muzykę poważną. Uruchomiono wtedy 70 tys. żołnierzy, których wyposażono w 1396 czołgów oraz blisko 2 tys. transporterów opancerzonych oraz 30 tys. milicjantów, kilkanaście tysięcy funkcjonariuszy SB oraz ORMO, którym wydano broń z amunicją.
Internowano ponad 10 000 tysięcy opozycjonistów w tym największa grupa to członkowie NSZZ „Solidarność. Życie straciło ponad 40 osób, w tym 9 górników z kopali „Wujek”. Uwięzieni odsiadywali wieloletnie więzienia.
Wprowadzona została godzina milicyjna od 22.00 do 6.00. Zakazano strajków, manifestacji i wszelkich akcji protestacyjnych. Za zorganizowanie strajku w zakładach zmilitaryzowanych groziła kara śmierci. Zamknięte zostały granice, bez specjalnej przepustki nie można było także opuścić miejsca zamieszkania. Zawieszono wszystkie organizacje społeczne, w tym związki zawodowe. Nadawano tylko jeden program telewizyjny, zawieszono wydawanie większości pism. Na kilka tygodni zawieszono pracę szkół wyższych i lekcje w szkołach. Bez specjalnej przepustki nie można było opuścić miejsca zamieszkania.
W niektórych zakładach wybuchły strajki szczególnie w dużych ośrodkach tj. w Gdańsku, Szczecinie, Śląsku, Warszawie, Wrocławiu. Organizowali je działacze, Solidarności, którzy uniknęli internowania. Przeciwko nim rzucono tysiące funkcjonariuszy ZOMO, żołnierzy, czołgów, transporterów opancerzonych i helikopterów. Czołgi rozbijały bramy zakładów, za nimi wkraczały oddziały ZOMO, które za pomocą petard, gazów łzawiących i pałek rozpędzały strajkujących. Liderów strajków aresztowano.
Stan wojenny przedłużył agonię systemu komunistycznego w Polsce o 9 lat. Okres ten należy uznać bezapelacyjnie za stracony w polskiej historii. Wyemigrowało wtedy około milion ludzi, w tym wybitnych artystów, profesorów, lekarzy… Wielu z nich wydalono za poglądy polityczne – dostało paszport w jedną stronę. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla ludzi, którzy do tego doprowadzili.
Stan wojenny został odwołany 22 lipca 1983 r. Jego obostrzenia obowiązywały jednak nadal, aż do odzyskania przez Polskę niepodległości w 1989 r.
CZTERDZIESTA ROCZNICA ŚLUBU
W 1980 r. pracowałem w Elektrociepłowni Będzin. Byłem Przewodniczącym NSZZ „Solidarność” Regionu Śląsko Dąbrowskiego w branży energetyków.
Obchody wprowadzenia stanu wojennego mają dla mnie i mojej rodziny podwójny charakter, gdyż obchodzę również 40 rocznicę zawarcia związku małżeńskiego. Kiedy to podczas przyjęcia weselnego z soboty na niedziele – 13.12.1981 r. o godzinie 1:25, przyszło aresztować mnie 4 funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Wyrwałem się im i uciekłam, wyskakując przez okno. Ukryłem się u kolegi w sąsiednim bloku. Nie ukrywałem się długo, gdyż po kilkunastu dniach i tak zostałem aresztowany i osadzony w Areszcie Wojewódzkiej Komendy Milicji Obywatelskiej w Katowicach. Podczas jazdy do aresztu widziałem na ulicach wozy opancerzone i czołgi. Po miesiącu zostałem wywieziony do więzienia w Strzelcach Opolskich, a następnie do Obozu Uherce blisko granicy z ZSSR.
Po zwolnieniu z internowania zostałem wyrzucony z pracy. Wyjechałem z żoną i córka w jej rodzinne strony na wieś. Podjąłem prace w ZKC w Kozienicach, gdzie nawiedzany byłem i przesłuchiwany przez Szefa Służby Bezpieczeństwa w Kozienicach. Rozpracowywało mnie również wtedy trzech Tajnych Współpracowników SB: ps. Konrad, Stefan 2W, Zenek, którzy na mnie donosili.
W 1985 roku Szef UB w Kozienicach wystąpił do MSW w Warszawie o ponowne moje internowanie. W uzasadnieniu napisał, że: „Figurant Marian Śledź może być niebezpieczny, gdyż nic od niego nie można wydobyć, zachodzi podejrzenie, że może podjąć w każdej chwili działalność przeciwko PRL”. Niebezpieczny byłem też z powodu zaprotestowania przeciwko zdjęciu krzyży, ze ścian zakładu, w którym pracowałem.
Jak widać nie dla wszystkich prześladowania skończyły się wraz z końcem stanu wojennego. Trwały one do 1989 roku, kiedy to Polska wyzwoliła się spod okupacji komunistycznej.
Działacz opozycji demokratycznej w PRL
Marian Śledź
Napisz komentarz
Komentarze